— Jakąże znowu poczęstujesz mnie mądrością? — blado uśmiechnął się Wilczur. — Nie wmówisz mi chyba, że utrata ręki, czy nogi, słuchu, czy wzroku jest rzeczą radosną.
Jemioł z uwagą układał gotowe papierosy w pudełku.
— Radosną to jest złe wyrażenie. Trafniej będzie powiedzieć: pożyteczną.
— W czymże jej pożytek?
— W stopniowości. Mądra natura wymyśliła niezgorszą regułę odzwyczajania istot żyjących od życia. Jakże mogła łatwiej to przeprowadzić, niż zamykając stopniowo kontakty człowieka z otaczającym go światem. Najczęściej śmierć przychodzi już wtedy, kiedy życie niewiele jest warte. Reumatyzm uczynił ręce niezgrabnymi, podagra wyeliminowała nogi, że tak powiem, z obiegu, żołądek nie przyjmuje żadnych smakowitych pokarmów i nie trawi nic oprócz obrzydliwej kaszki, nerki nie chcą przepuszczać ani najmniejszego kieliszka wyborowej, serce nie pozwala na biegi konkursowe, uszy nie usłyszą śpiewu słowików i szemrania strumyków, nos nie odróżnia zapachu starej fajki od zapachu konwalii, oczy nie dowidzą powabów najpiękniejszej kobiety, a gdyby i dowidziały, to i tak organizmowi nic by z tego nie przyszło, bo reszta jest już dawno na emeryturze... Wszystko to jest pięknie i logicznie skomponowane. Człowiek stopniowo staje się odizolowany od spraw tego świata. Pracuje w nim sprawnie tylko mózg, który oczywiście musi się czymś pocieszyć. Pociesza się tedy z reguły tym, że istnieje świat inny, gdzie można doskonale egzystować, bez używania takich przyrządów jak kończyny, żołądek, organ powonienia i temu podobne łatwo psujące się instrumenty. Powiedziałbym nawet, że to jest bardzo uprzejmie ze strony natury stwarzanie tak łagodnego przejścia między życiem a śmiercią. Starość z jej wszystkimi niedomaganiami jest dobrodziejstwem człowieka.
Wilczur zmarszczył brwi:
— Pod pewnym względem przyznaję ci słuszność. Ale wszystkie kalectwa i mankamenty, o których mówiłeś, nie zawsze są udziałem ludzi starych. Często spadają na tych, którzy znajdują się w wieku powszechnie uznanym za młodość lub dojrzałość.
Jemioł zapalił papierosa i wsmakowując się w zapach dymu przecząco potrząsnął głową:
— Nie biorę pod uwagę kwestii wieku. Taka kwestia dla mnie nie istnieje:
Wilczur zaśmiał się:
— Nie pozostaje mi nic innego, jak przyznać ci oryginalność i pod tym względem przyjacielu. Bo chyba jesteś na świecie jedynym wyjątkiem, który nie bierze pod uwagę wieku.
Strona:Profesor Wilczur t. 2 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/056
Ta strona została uwierzytelniona.