cześnie potrafi być wesołą i naturalną, bawić się tak, jak bawią się inne kobiety w jej wieku. Wszystko to było słuszne i przekonywujące. O ile jednak mózg przyjmował to do wiadomości i akceptował, o tyle gdzieś w uczuciach tym silniej występował sprzeciw.
Oto Łucja w objęciach swego partnera przesunęła się w tangu obok Wilczura i uśmiechnęła się doń ciepło i serdecznie. Odpowiedział jej uśmiechem, lecz natychmiast odwrócił głowę. Musiała to zauważyć. Gdy tylko orkiestra umilkła, zbliżyła się do niego:
— Jak tu przyjemnie, prawda? — zapytała.
— O tak — powiedział bez przekonania.
— Orkiestra może nie jest najlepsza pod względem muzycznym, ale do tańca przecież sam rytm wystarcza. I niektórzy z tych panów naprawdę świetnie tańczą.
Wilczur nic nie odpowiedział i teraz przyjrzała mu się zdziwiona.
— Pan zdaje się z czegoś niezadowolony?
— Ja? Ależ bynajmniej.
— Pan się nudzi?
— Cóż znowu...
— O, bardzo mi przykro. Namówiłam pana na ten bal, kochany profesorze. Jaka ze mnie egoistka...
Posmutniała i dodała szybko:
— Przed kolacją nie wypada wyjechać, ale zaraz później wrócimy do domu.
Wilczur wzruszył się jej gotowością:
— Za żadne skarby panno Łucjo.
— Kiedy pana to wcale nie bawi!
Z uśmiechem rozłożył ręce:
— Ha to już moja własna wina. Skoro nie tańczę, należałoby przynajmniej nauczyć się grać w brydża, lub interesować polowaniem. Miałbym wtedy dość interesującego zajęcia. Niechże pani da spokój wszelkim skrupułom. Musi pani raz wreszcie wybawić się za wszystkie czasy. Bo jeżeli...
Nie dokończył, gdyż orkiestra zagrała znowu i przed Łucją skłonił się nowy tancerz:
— Czy mogę panią prosić do foxtrotta?
— Z przyjemnością odpowiedziała Łucja, i dopiero teraz spostrzegła, że Wilczur nie dokończył zdania. Nie mogła się jednak cofnąć. Skinęła mu głową i znalazła się w objęciach wysokiego bruneta o marzycielskich oczach. Znała go tylko z widzenia i wiedziała, że jest ziemianinem gdzieś z północnej części powiatu. Nazywał się Nikorowicz. Spotykała go czasami w Radoliszkach.
Nikorowicz też ją stamtąd pamiętał, gdyż powiedział:
Strona:Profesor Wilczur t. 2 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/060
Ta strona została uwierzytelniona.