— Widzę już panią po raz trzeci. Pani może na mnie nie zwróciła uwagi. Nie wszyscy mają takie szczęście, jak Wicek Jurkowski...
— Czymże się to szczęście wyraża? — zapytała lekko rozbawiona.
— Ba, żebym umiał pani dokładnie odpowiedzieć. Ale Wicek to taka skryta bestia, że tylko chrząka i mruczy pod nosem. Wiem jednak, że widuje panią bardzo często. A czy już to samo nie jest szczęściem?
— Niechże pan ze mnie nie żartuje — zaśmiała się — Rzeczywiście pan Wincenty zagląda dość często do nas do lecznicy, lecz takie „szczęście” dostępne jest każdemu, kto cierpi na niestrawność lub ma skaleczony palec.
Tancerz westchnął:
— Och, wobec tego będę się starał przy dzisiejszej kolacji nabawić się niestrawności, a jeżeli to nie poskutkuje, jutro sobie utnę palec.
— Widzę, że pan zdolny jest do poświęceń. — zaśmiała się
— O tak. Do każdych. Powtarzam jednak, że Wicek ma wyjątkowe szczęście. Bo braku apetytu nigdy u niego nie zauważyłem i nie dostrzegłem również, by brakowało mu palców. A jednak bywa u pani często. Czy nie może mi pani powiedzieć, w jaki sposób udałoby mi się dostąpić takiego przywileju?
— To nie jest żaden przywilej, proszę pana. Miło mi będzie, jeżeli pan nas kiedy odwiedzi w lecznicy.
— Dziękuję pani. I na pewno z tego skorzystam w najbliższym czasie.
Chwilę tańczyli w milczeniu, po czym pan Nikorowicz zapytał na pozór obojętnym tonem:
— Jakże się pani podoba Kowalewo?
— Bardzo tu ładnie i miło.
— A te braki, które tu jeszcze są, zostaną wkrótce uzupełnione.
— O jakich brakach pan mówi? — spojrzała nań zaciekawiona.
Zawahał się i odpowiedział:
— Właściwie mówię o jednym braku. O jedynym braku: Wicek nie ma żony, a Kowalewo pani.
Domyśliła się do czego Nikorowicz zmierza i powiedziała:
— W Kowalewie są aż dwie panie. Nie słyszałam też, by pan Jurkowski zamierzał się żenić. Nie wspominał mi o tym.
— Ach, tak? — zdziwił się Nikorowicz. — Więc jeszcze nie oświadczył się pani?
Ponieważ zmarszczyła brwi, pospieszył dodać:
— Bardzo przepraszam za wtrącanie się w nieswoje sprawy. Pani łaskawie mi wybaczy, ale sądziłem, że to już jest tajemnica publiczna. W całym powiecie wszyscy mówią głośno, że Wicek stara się o pani rękę.
Strona:Profesor Wilczur t. 2 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/061
Ta strona została uwierzytelniona.