Strona:Profesor Wilczur t. 2 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/071

Ta strona została uwierzytelniona.

historyjki. Zdaję sobię sprawę z tego, że nic mnie nie usprawiedliwia. Najmocniej jednak przepraszam, wyrażam najszczerszy żal i proszę Pana Profesora o niechowanie do mnie urazy. Pozostaję z najgłębszym szacunkiem - Wincenty Jurkowski”.


ROZDZIAŁ XV.


Odkąd przewieziono profesora Dobranieckiego do lecznicy, cały korytarz "B" na pierwszym piętrze został opróżniony z pacjentów, by ciężko choremu zapewnić absolutną ciszę. Wchodzący tu lekarze, zarówno jak i służba, musieli nakładać bambosze z wojłoku, a mówili tylko szeptem.
W ostatnim pokoju, gdzie umieszczono Dobranieckiego, okna były zasłonięte i panował półmrok. Chory nie znosił światła tak, jak i głośniejszych dźwięków. Pod wpływem jednego czy drugiego dostawał straszliwych bólów pod czaszką, bólów, których nie uśmierzały najsilniejsze dawki pantoponu czy morfiny. Dzień i noc przy jego łóżku, na zmianę, czuwali lekarze. Oprócz nich, godzinami przesiadywała tu żona profesora.
Gdy tylko odchodziła, chory zaczynał domagać się jej obecności. Stan jego od razu pogarszał się, tętno słabło, bóle się wzmagały, po policzkach tak gęsto ciekły łzy, że trzeba było je nieustannie ocierać. I nagle na jego twarzy zjawił się wyraz ulgi. To jego nieprawdopodobnie wyostrzony słuch poznawał na korytarzu jej niedosłyszalne jeszcze dla innych kroki. Gdy siadała przy łóżku, brał jej rękę, zamykał powieki, i albo milczał godzinami, albo mówił szeptem czułe słowa, o tym, że ją kocha, że jest piękna, że dla niej żył, i że wcale nie ciężko mu będzie rozstać się ze światem, tylko jej nie może i nie chce zostawić.
Czasami, a zdarzało się to najczęściej w nocy, tracił przytomność. Dostawał wówczas drgawek, po których przychodziły wymioty, a następnie straszliwe bóle i obłąkane majaczenia.
Pani Nina szalała. Nikt z jej dawnych znajomych nie mógł jej teraz poznać. Nieumalowana, byle jak uczesana, z wielkimi sińcami pod oczyma, chodziła jak błędna. Tak, jak przedtem wyglądała zadziwiająco młodo, tak teraz nagle zestarzała.
— Patrzcie, jak ona cierpi — mówili wszyscy. — Oto jest miłość.
Mylili się. Pani Nina cierpiała z innego powodu. Wiedziała, jakie nieuchronne następstwa pociągnie za sobą śmierć męża. Od czasu objęcia lecznicy po ustąpieniu Wilczura, poprawił się wprawdzie ich stan materialny, nie zdążyli wszakże spłacić ani drobnej części długów. Śmierć męża równała się dla pani Ni-