Strona:Profesor Wilczur t. 2 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/073

Ta strona została uwierzytelniona.

Z miejsca kategorycznie odmówił.
Nie pomogły żadne nalegania, żadne prośby. Przeciwnie. W końcu chory się zirytował i gorzko zapytał:
— Czy chcesz mi odebrać te ostatnie kilka dni życia?...
— Ależ, Jerzy — załamała ręce.
— Męczy cię czuwanie przy mnie i chcesz się już mnie pozbyć...
Oczywiście zamknął jej tym usta. Umilkła. Siedziała przybita i zrezygnowana przy jego łóżku. Chory spędził noc spokojnie. A gdy z rana znów przyszła, zapytał:
— Czy profesor Colleman odjechał?
Nina ożywiła się:
— Tak, ale ma się zatrzymać w Wiedniu. Można go jeszcze zawrócić depeszą!
— O, nie, nie.
I po pauzie dodał:
— Jest tylko jeden człowiek na świecie, który potrafiłby może mnie uratować... Ale ten raczej wolałby mnie zabić...
— O kim mówisz, Jerzy? — szeroko otworzyła oczy.
— O Wilczurze — szepnął Dobraniecki.
Ścisnęło się jej serce. Powiedział prawdę. Od Wilczura nie mogli się spodziewać pomocy. Jakkolwiek jednak rozumiała to dobrze, jakkolwiek była przekonana, że nie ma na świe-