— Skąd pan wie? — zdziwiła się Łucja.
— Jasnowidzenie! — podnosząc palec do góry tajemniczo odpowiedział Wilczur. — Czyż na darmo uważają mnie wieśniacy w okolicy za czarownika? Jasnowidzenie!
Zmarszczył brwi i zmrużył oczy:
— Zaraz, zaraz… Już widzę… Tłum tańczących par… Orkiestra… Oto pani domu… A to jej mąż… Wysoki, przystojny… Założyłbym się… Ależ tak. Na pewno jest lekarzem… Na Boga! To doktor Pawlicki!
Łucja i Kolski zamienili spojrzenia pełne podziwu. Wreszcie Łucja zawołała ze śmiechem:
— Ależ oczywiście! Profesor musiał spotkać w Radoliszkach Pawlickiego i dowiedział się od niego o tym balu.
Wilczur gwałtownie zamachał ręką:
— Niech pani nie przerywa mi wizji: to wcale nie są Radoliszki. Widzę, widzę… To jest dwór. Bal na wsi… Oto Jej imieniny… Widzę panią… A obok doktora Kolskiego… jakieś toasty… Tak… To wznoszę zdrowie pani domu… Pani jest jakby otoczona obłoczkami czegoś przeźroczystego… Tak… To tiul. Niebieski tiul… I cała suknia jest niebieska…
— Nie, to doprawdy niewiarygodne! Skąd profesor może wiedzieć, że suknia istotnie będzie niebieska! Bo przecież nie z tego paska, który robię. Pasek jest czarny. Profesorze, niechże pan już dłużej nas nie intryguje!
Wilczur spojrzał na nią groźnie:
— Widzę, że pani ośmiela się nie wierzyć w moje nadprzyrodzone uzdolnienia.
— Ośmielam się — skinęła głową Łucja.
— Ha, wobec tego nie będę już dalej pani przepowiadał.
— Niech pan jeszcze tylko przepowie, czy nie widzi pan na tym balu słynnego chirurga, profesora Rafała Wilczura?
Wilczur energicznie zaprzeczył ruchem głowy:
— Stanowczo nie widzę. Jego obfite kształty rysują się przed oczyma mej duszy wygodnie rozpostarte na tym oto łóżku i pogrążone w krzepiącym śnie.
— To i my w takim razie też nie pojedziemy — zawyrokowała Łucja.
— Ani mi się ważcie! Jeżeli nie pojedziecie, będę to uważał za osobistą obrazę. Przekonam się bowiem, że swoim powrotem pokrzyżowałem wasze przyjemne plany. Kto wie, czy wobec tego nie ucieknę z powrotem do Wilna?
Po krótkich certacjach Łucja zgodziła się być na balu u Pawlickich. W istocie bardzo tego pragnęła. Wiedziała, że spotka tam Jurkowskiego, a właśnie jemu chciała się pokazać w towarzystwie Kolskiego, by mu udowodnić, że ma i młodych i przystojnych adoratorów. Jeżeli zaś wybrała Wilczura, to widocznie dlatego, że profesor jest znacznie więcej wart od najprzystojniejszych i najmłodszych.
Strona:Profesor Wilczur t. 2 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/120
Ta strona została uwierzytelniona.