Strona:Profesor Wilczur t. 2 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/124

Ta strona została uwierzytelniona.

mówiąc o profesorze. A może profesor ma być od małżeństwa, ten młody doktor od przyjaźni?... Nie ma co, dobry żart!
Łucja oprzytomniała:
— Pan jest nietrzeźwy. Pan będzie łaskaw odprowadzić mnie na miejsce.
— Oczywiście, odprowadzę panią. Tam już on czeka stęskniony... Jakże mogę narażać panią na tak długie rozstanie z ukochanym!
Zatrzymał się przed Kolskim i kłaniając się Łucji szarmancko, dodał:
— Oto zwracam panu wypożyczony skarb...
Kolski nie domyślając się wcale co zaszło, odpowiedział z uśmiechem:
— Niewielu dziś jest ludzi, którzy tak sumiennie zwracają pożyczone skarby. Tak sumiennie i tak prędko...
Jurkowski ukłonił się ponownie z przesadną galanterią:
— Zadecydował o tym sam skarb, który już dłużej nie mógł wytrzymać bez właściciela.
Powiedziawszy to odwrócił się i wyszedł z salonu. Teraz dopiero Kolski spostrzegł wzburzenie Łucji.
— Co pani jest, Łucjo? Co pani jest? — zapytał zaniepokojony.
Potrząsnęła głową:
— Ach, nic, nic. Tu jest duszno — odpowiedziała — a w dodatku... ten pan był pijany i mówił głupstwa.
Kolskiemu krew przypłynęła do twarzy:
— Chyba nie obraził pani?!
— Nie, nie. Broń Boże. Wyjdźmy stąd.
Zgodził się skwapliwie:
— Poszukamy pokoju, gdzie jest więcej powietrza. Pani tak blado wygląda...
W przejściu spotkali Pawlickiego, który ich zatrzymał:
— Zmęczyli się państwo tańcem?
— Nie. — wyjaśnił Kolski. — To panna Łucja niezbyt dobrze się czuje. Chciałaby trochę odpocząć.
— Odpocząć? Ależ służę koleżance — zawołał Pawlicki. — Zaprowadzę państwa do pokoju żony. Będzie pani mogła nawet się położyć na kanapie.
— Nic mi nie jest — protestowała Łucja.
Nie wypadało jednak opierać się zbyt kategorycznie i Pawlicki wprowadził ich do obszernego pokoju, który był czymś pośrednim między sypialnią a gabinetem. Na biurku paliła się stojąca lampa. Nikogo tu nie było.
— Tu pani wypocznie i nabierze sił do dalszej zabawy — powiedział Pawlicki. — I wybaczą państwo, że muszę wracać do gości.
— Dziękujemy uprzejmie — skinął głową Kolski, a gdy drzwi się za Pawlickim zamknęły, zwrócił się do Łucji: