Chciała odejść, lecz Wilczur nie puścił jej ręki:
— Niechże pani usiądzie i wysłucha mnie, droga panno Łucjo.
Prawie przemocą usadowił ją z powrotem na krześle. Trzęsła się cała, a w oczach miała łzy.
— Widzi pani — mówił spokojnym głosem. — Popełnia pani jeden błąd. W swoich rachubach pomija pani zupełnie moją osobę. Zupełnie pani nie bierze pod uwagę, że istnieję również i ja. Że ja też myślę, że też czuję. Chce mnie pani potraktować jako jakąś pozycję abstrakcyjną. A przecież ja jestem żywym człowiekiem. Bardzo starym, ale przecież żywym.
Czemu pani nie chce wziąć pod uwagę, że i ja tu mogę mieć jakiś głos?
— Nie rozumiem pana.
— Chce pani zostać. Chce pani zostać moją żoną. I uważa pani, że powinienem być tym uszczęśliwiony. Nie zdaje sobie pani sprawy z tego, że ja mogę mieć o tym wręcz odmienne zdanie.
— Kiedyś… — zaczęła Łucja.
Wilczur przerwał jej:
— Kiedyś i ja mogłem tak myśleć. Ale dzisiaj jestem odmiennego zdania.
— Dlaczego dzisiaj? — podniosła nań odważnie oczy
— Bo dzisiaj wiem, że pani kocha innego.
Łucja zacisnęła szczęki. Serce zatłukło się jej w piersi. Opanowała się jednak i powiedziała z przekonaniem:
— Nikogo nie chcę kochać. Chcę kochać pana i tylko pana.
Wilczur zaśmiał się:
— Ach, droga panno Łucjo. Jest to jedna z tych dziedzin, gdzie chcieć nie znaczy móc. Gdzie największe chcenie nic nie pomoże. Niestety, żaden człowiek nie jest panem swego serca. Panno Łucjo, wtedy nawet, gdy pani zdawało się, że żywi dla mnie miłość, wtedy nawet byłem przekonany, że pani źle ocenia swoje uczucia. Zawsze byłem wdzięczny i wdzięczny będę za tę przyjaźń, za serdeczną życzliwość, za tyle dobra i ciepła, ile doznałem od pani. Ale to nie była miłość. Sama przekonała się pani o tym teraz, gdy pokochała pani Kolskiego. Nie, niech pani nie przeczy. Tego nie trzeba ukrywać, a co więcej, tego niepodobna ukryć.
Łucja potrząsnęła głową:
— To są pańskie przywidzenia.
— Nie, panno Łucjo. To jest niewątpliwa prawda. I teraz niech pani zrozumie, niech pani weźmie pod uwagę moją sytuację. Wbrew sercu chce pani zostać ze mną. Jakże tu pani wyobraża sobie moją rolę?… Czy sądzi pani, że nie będzie to dla mnie największym ciężarem wiedzieć, że stałem się dla pani przeszkodą w zdobyciu szczęścia, że jest pani przy mnie tylko dlatego, że fałszywie sobie tłumaczy poczucie obo-
Strona:Profesor Wilczur t. 2 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/134
Ta strona została uwierzytelniona.