Strona:Promethidion (Norwid).djvu/018

Ta strona została uwierzytelniona.

Prometej Adam wstał, na rękach z ziemi
Podnosząc się, i mówić zacznie tak: Próżniacy!
Próżniacy wy, ciekawość siły wam zatrwoży,
Gdy, jak o pięknem rzekłem, że jest profil boży,
Przez grzech stracony, nawet w nas, profilu cieniach,
I mało gdzie i w rzadkich odczuwam sumieniach,
Tak i o pracy powiem, że zguby szukaniem,
Dla której pieśń ustawnem się nawoływaniem. —
Więc szukał Ind, nurtując granit z lampą w dłoni,
I znalazł to, z czem szukał; szukał Pers w pogoni,
I dognał to, czem gonił; szukał Egipt w Nilu
I złowił to, czem łowił; toż Grek, i Etruski,
I świata pan, Rzymianin, i Part z koniem w łuski,
I różny inny mąż, których jest tylu!

A teraz wróćcie do waszej rozmowy
O sztukach pięknych i pieśni ludowej,
A teraz wróćcie do wyobrażenia,
Że jest rozrywką znudzonej materji
Odcedzać światło i czyścić półcienia,
Z bezkolorowej wskrzeszając Syberji
Pozatracane Boskości wspomnienia;
Że piękno to jest, co się wam podoba
Przez samolubstwo czasu lub koterji;
Aż zobaczycie, że druga osoba
Piękna, że dobro też zsamolubnieje
I na wygodno koniecznie zdrobnieje,
I wnet za ciasnym będzie glob dla ludzi,
Aż jaki piorun rozedrze zasłonę,
Aż jaki wicher na nowo rozbudzi,
Aż jakie fale zatętnią czerwone!

*