Strona:Promethidion (Norwid).djvu/046

Ta strona została uwierzytelniona.

telniku, artysto, wiedz, żem znał, i grzebał, i opłakiwał wielu z naszych utalentowanych wielce i porozbłąkiwanych po wszech drogach artystów...[1] Czym mogę, służę: słowem i urabianiem publiczności a podnoszeniem twórczego ducha postaciującej siły naszej.
Onego czasu Górnicki pisał w Dworzaninie:
„Wspomnę też tu i to, żem Dworzaninowi (szlachcicowi) malowania nie znaczył, bo mi się to widzi niepotrzebne, a też naszym Polakom, którzy delicatum palatum niedawno mieć poczęli, nie szłoby to w smak...” etc.
Czy mamy się w wieku XIX na tej estetyce Górnickiego, jak na całej zdobyczy w polskiem sztuki pojęciu, oprzeć?

XX.

Nie książek, ale prawd — to mi przewodniczyć zwykło w piśmie. Sądzę, że nie nadużyłem materji w tej książeczce i, żeć się zdać może, czytelniku, ile uduchowniona myślą jest. Nie jest to, co winienem z podróży moich po cmentarzach sztuk przynieść, wszakże z czasem opóźniać się nie godzi, niechaj i to służy na początek:
Nie z krzyżem Zbawiciela za sobą, ale z krzyżem swoim za Zbawicielem idąc, uważałem za powinność dać głos myślom, w piśmie tem objętym, i dlatego zmiłuj się, czytelniku, za to, co się broszurą dziś nazywa, testamentu sumiennej myśli nie bierz. Owszem, dobre odczytuj i kończ w sobie, a błogosławiony, kto się nie zgorszy ze mnie!

KONIEC.
  1. — „i porozbłąkiwanych po wszech drogach artystów”. — Że tu wspomnę Tadeusza Brodowskiego, jaka olbrzymia szkoda!