Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.1.djvu/122

Ta strona została przepisana.

— Owóż tedy, wuj-pleban przełożył Marceli, jakie przymioty posiada każdy z zalotników, prosząc ją, aby wybrał kogoś wedle swej woli gustu; ale młódka odparła, że jeszcze do zamężcia się nie kwapi, gdyż młodą bardzo będąc, czuje, że nie mogłaby jarzmu małżeńskiemu podołać. Wykręty te, na pierwszem pojrzeniu, bardzo słusznemi racjami być się wydały i wuj przestał ją nagabywać, czekając aż w lata pójdzie i nieprzymuszona męża sobie wybierze; twierdził bowiem słusznie, że rodzice w tej mierze, woli swych dzieciątek gwałcić nie powinni. Lecz oto pewnego dnia, niespodzianie dla wszystkich, piękna i dumna Marcela pasterką się stała. Wuj i wszyscy mieszkańcy wsi daremnie od tego zamiaru odwieść ją się starali. Poszła w pole wraz z innemi miodkami, aby trzody swej dozorować.
Gdy ukazała się tedy na świecie w całym blasku swej urody, zaraz mnóstwo bogatych młodzieńców, tak szlachciców, jak i kmieci, włożyło te same, co Chryzostom szaty ruszyło w miłosne do niej zaloty. Jednym z tej rzeszy był nasz nieboszczyk, o którym mówiono, że nietylko kochał, ale i ubóstwiał. Niechajże jednak nikt nie sądzi, że Marcela, obrawszy sobie tak swobodny a nieprzymuszony tryb życia, miała choćby o włos mniejsze baczenie dawać na przystojność swoją panieńską — przeciwnie, nad czcią swą i godnością tak surową i pilną straż sprawiała, że żaden z tych, którzy się o ubiegali, nie mógł się pochwalić, aby mu dała jakąś poznakę, że jego pragnienia do lubego kresu dojść kiedyś mogą. Nie stroniła od pasterzy, towarzystwem ich nie gardziła, owszem przestawała z nimi po przyjacielsku, aliści, gdy ktoś się jeno zdradził ze swą miłosną intencją, z zacnym i prawym zamiarem pojęcia jej w stadło małżeńskie, zaraz go odrzucała, niby kamień z procy. Tak tedy, przez owo swoje dziwne przyrodzenie, więcej ta młódka szkody w naszych