Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.1.djvu/135

Ta strona została przepisana.

płomieni, gdy ciało jego już ziemi powierzone zostanie.
— Postąpilibyście z jeszcze większą surowością i okrucieństwem wobec nich, niż ich pan — rzekł Vivaldo — gdyż nie godzi się wypełniać poleceń, nawszem zdrowemu rozumowi przeciwnych. Cezar August byłby całkiem rozumu zbytym, gdyby wykonał to, o co boski Mantuańczyk[1] w swym testamencie prosił. Oddajcie tedy, panie Ambroży, ostatnią posługę przyjacielowi swemu, ale jego pisma ocalcie od niepamięci, gdyż, jeśli w rozżaleniu i gniewie zniszczyć je polecił, to Wam tego spełniać nie lza. Zachowajcie te papiery! Niech okrucieństwo Marceli zawsze żywe będzie, aby ów przykład kazał innym mieć się na baczności i strzec się przed podobną zgubą. Wszyscy tu przytomni, którzy słyszeli historję o waszym nieszczęśliwie zakochanym przyjacielu, znają przyczynę jego śmierci, wiedzą o przyjaźni, jaka was łączyła i o poleceniach, które dał w ostatniej chwili swego życia, z tego też łacno osądzić mogą, jak wielkie było okrucieństwo Marceli, jak wielka miłość pasterza i jaki koniec czeka tych, którzy, popuściwszy zbytnio wodzy swojej skłonności, gonią za złudami szalonego kochania. Dowiedzieliśmy się wczoraj o śmierci Chryzystoma i o tem, że tutaj ma być pochowany; wiedzeni ciekawością i współczuciem, nadłożyliśmy drogi, aby tu przybyć i na własne oczy obaczyć to, co nam tyle boleści sprawiło, gdyśmy żałosnej historji słuchali. Ze względu przeto na naszą życzliwość i na pragnienie, ożywiające nas, (gdyż, jeśliby w naszej mocy leżało nieść ratunek, niechybniebyśmy się od tej powinności nie uchylili) proszę Was, Ambroży, abyście nie palili tych papierów, lecz do rąk mych je oddali.

I nie czekając na odpowiedź Chryzystoma, wyciągnął rękę i schwycił kilka papierów, koło niego leżących. Ambroży, ujrzawszy to, rzekł:

  1. Wiadomo, że Wirgiljusz, umierając, kazał spalić Eneidę, której nie dokończył.