Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.1.djvu/139

Ta strona została przepisana.

A przecież ja, o dziwo, jeszcze ciągle żywię,
Poniechany, samotny, zrozpaczon, wzgardzony,
Wiedząc, że przeciw śmierci nie znajdę obrony,
Ze serce jeno wzgardą karmisz litościwie!
Wśród tych wszystkich udręczeń wzrok mój ani razu
Nie ujrzał nigdy w mrokach nadziei obrazu,
I już nawet, zrozpaczon, nie staram się o to,
By ścigać te mamidła! Gdy u kresu stanę,
Przysięgam, że nadzieję pożegnam z ochotą.

Czyliż nam wolno wierzyć i drżeć jednocześnie
Przed nieszczęściem?... Wszak bardziej na miejscu jest trwoga
Niż nadzieja!... Czyż mogę, gdy zazdrość straszliwa
Przed wzrokiem moim staje, zamknąć oczy we śnie
By nie patrzyć, choć każda duszy rana sroga
Na ten widok się jątrzy, pali i rozrywa?
Któż oczu nie otworzy, gdy nielitościwa
Fortuna gorzką zmianę mu przynosi w darze?
Ach, wówczas jasna prawda kłamstwem się nazywa,
Kłamstwo prawdą się staje, a szczęścia ogniwa
Targają brzydkie złości, kłamstwa i potwarze.
O zazdrości, tyranko w Amora krainie,
Skuj te ręce łańcuchem! Niech mi wzgarda ninie
Mocny stryczek ukręci i rzuci na szyję!
Lecz oto nawet pamięć zazdrości i wzgardy
Zatarł ból, wśród którego ustawicznie żyję.

Dzisiaj umieram, trwając w niepoprawnym błędzie
I nie czekam, aż pierzchną fantazji mamidła,
Aż uderzy mnie szczęścia radosna nowina.
„Do celu dojdzie każdy, kto przed się iść będzie,
Wolną stanie się dusza, której pęta skrzydła
Amor i pod swe jarzmo niezbłagane zgina“.
— Mówię, że jej niepamięć jest to moja wina,
Że nad duszą i ciałem sprawiedliwie rządzi
Nieprzyjaciółka moja i tyranka sroga,