Leżą tu prochy i kości
Kochanka-pasterza owiec.
Drogą nieszczęsnej miłości
Zbłądził na śmierci manowiec.
Umarł, odtrącon ze wzgardą
Przez miłą mu okrutnicę.
Tak wszystko władzą swą twardą
Amor przywodzi na nice!
Później zasypano grób mnóstwem kwiatów i przybrano go zielonemi gałęziami. Pasterze, wyraziwszy Ambrożemu słowa ubolewania, pożegnali się z nim. Vivaldo i jego towarzysz także pożegnali Ambrożego. Don Kichot oświadczył wiele grzeczności pasterzom i podróżnym, którzy namawiali go, aby udał się z nimi do Sevilli, gdyż tam na każdej ulicy i w każdym kącie można spotkać przygód co niemiara.
Don Kichot podziękował im za rady i chęci, które się ku jego dobru ściągały, i odparł, że teraz nie chce, a nawet nie może do Sevilli jechać, gdyż musi przedtem oczyścić te góry z różnych łotrzyków i rabusiów, od których się tu, jak słyszał, roi.
Podróżni, widząc jego stałe przedsięwzięcie, nie chcieli go już o nic natrętnie nagabywać, pożegnali się z nim przeto i ruszyli w dalszą drogę, w czasie której mogli się dowoli zabawiać rozmową o Marceli, Chryzystomie i o szaleństwach Don Kichota.
Rycerz nasz umyślił odszukać pasterkę, aby ofiarować jej wszystkie swoje usługi. Ale rzeczy wzięły obrót całkiem inny, niż myślał, jak o tem ta prawdziwa historja powiada, której część wtóra w tem miejscu koniec swój znajduje.