szu, osiodłał Rossynanta, włożył juki na osła, pomógł się ubrać giermkowi i na osła go wsadził. Sam skoczył na rumaka; ujrzawszy zasię w kącie podwórza kawał drąga, schwycił go z tą myślą, że mu za lancę posłuży. Wszyscy przytomni w oberży, w liczbie dwudziestu osób, przypatrywali mu się, pełni rozradowania. Podziwiała go także córka oberżysty, a on nie odrywał od niej oczu, wzdychając od czasu do czasu tak żałośnie, iż miało się wrażenie, że te wzdychania z głębi wnętrzności mu się dobywają.
Don Kichot zatrzymał rumaka przed bramą oberży, zawołał gospodarza i rzekł doń poważnym głosem:
— Fawory, które mnie w zamku waszym spotkały, Panie kasztelanie, wielkie są i niazliczone. Będę wam za nie wdzięczny przez życie całe. Pragnąłbym z wam się odpłacić, mszcząc się na jakimś pysznym i w sobie zadufanym człeku, który wam krzywdę wyrządził, wiedzcie bowiem, że powołaniem mojem jest pomagać słabym i karać zdrajców. Poszperajcie dobrze w swojej pamięci, a jeśli coś mi do poruczenia znajdziecie, powiedzcie jeno dwa słowa. Przysięgam wam na moją cześć rycerską, że ani na włos woli waszej nie uchybię, tak, abyście całkiem ukontentowani byś mogli.
Oberżysta odparł:
— Wcale mi nie trza, Panie rycerzu, abyście się mieli mścić za krzywdy mi wyrządzone, gdyż umiałbym się sam zemścić, gdyby zaszła tego potrzeba, pragnę jeno, abyście zapłacili mi za słomę i jęczmień dla waszych bydląt oraz za wieczerzę i nocleg.
— Jakto, więc to jest zajazd? — wykrzyknął Don Kichot.
— Tak, i to zajazd bardzo zacny — odparł gospodarz.
— W grubym tedy byłem dotychczas błędzie, gdyż myślałem, że jest to zamek, i to wcale niepo-
Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.1.djvu/176
Ta strona została przepisana.