ło pewnego szlachcica, zmarłego w Baezy; niesiemy do grobu jego kości. Grób ten znajduje się w Segovii, w miejscu jego urodzenia.
— Któż go zabił? — zapytał Don Kichot.
— Bóg — odparł bakałarz — przez gorączkę trawiącą, którą zesłał na niego.
W takim razie Bóg zwolnił mnie od obowiązku pomszczenia się za śmierć jego, cobym uczynić musiał, gdyby go zabił ktoś inny ale ponieważ uśmiercił go Ten, Kto go uśmiercił, trzeba milczeć, coby wypadało zrobić i wówczas, gdyby mnie żywota zbyto.
Chciałbym, aby Jego Rewerencja wiedział, że jestem rycerzem, rodem z Manczy; nazywam się Don Kichot, którego powołaniem jest jeździć po świecie, aby prostować błędy i brać pomstę za krzywdy.
— Nie wiem, jakie to jest prostowanie błędów — odparł bakałarz — gdyż do tej pory chodziłem prosto, zaś odtąd będę chodził krzywo, dzięki temu, żeście mi, Panie, złamali nogę, której już do końca życia nie wyprostuję. Co zaś do krzywdy, pomszczonej przez was, to jestem tak skrzywdzony, że już i na resztę dni żywota mego skrzywdzony pozostanę[1].
Największem nieszczęściem dla mnie jest to, że spotkaliście mnie wy, którzy przygód szukacie.
— Nie wszystko jednakim trybem na tym świecie idzie — odparł Don Kichot. — Kaduk chce, że włóczycie się po nocy, ubrani w komże i w szaty żałobne, z zapalonemi pochodniami w rękach i mrucząc coś pod nosem tak, iż podobni jesteście do jakichś upiorów i istot nie z tego świata.
Nie mogłem się powstrzymać od uczynienia tego, co mi mój obowiązek nakazywał; natarłem na was, a wiedzcie, że uderzyłbym na was również wówczas, gdybym wiedział, że jesteście czartami z piekła rodem, za których was zawsze miałem.
— Tak chciał mój los nieszczęsny — rzekł baka-
- ↑ Gra słów między „agravio“ (obraza w sensie moralnym) i „agraviado“ — obrażonym, raczej urażonym (w znaczeniu fizycznem).