Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.1.djvu/225

Ta strona została przepisana.

tej w worze, którzy ściągnęli z grzbietu muła i napili się wody ze strumienia foluszowego, nie odwracając ani razu głów, tak bowiem znienawidzili te młyny blecharskie z powodu trwogi, jaką im napędziły.
Gdy gniew minął, a melankolja ucichła, wsiedli na wierzchowce i puścili się naprzód, nie wybierając drogi, aby tem lepiej naśladować rycerzy błędnych; zdali się na wolę Rossynanta, który wiódł swego pana i osła, dążącego zawsze w tropy przewodnika ochotnie a zgodnie. Wkrótce wjechali na wielki trakt, zmierzając przed się bez umyślonego celu i na los przypadku zdani.
Gdy tak jechali, Sanczo rzekł do swego pana:
— Pozwólcie Wasza Miłość, abym mógł pomówić z Wami. Odkąd pan tak surowo nakazał mi milczenie, już cztery, czy pięć pięknych rzeczy zgniło mi w brzuchu, a nie chciałbym, aby ta, którą na końcu języka teraz trzymam, miała się zepsować, jak tamte.
— Mów — odparł Don Kichot — ale w krótkich słowach, gdyż długie mowy są zawsze nudne.
— Powiem więc, WPanie, że rozmyślając od kilku dni nad różnemi sprawami, do tej myśli przyszedłem, iż mały jest profit i zysk z tych przygód, których Wasza Miłość szuka na tych odludziach i bezdrożach. Choćby się bowiem z najbardziej niebezpiecznej wyszło zwycięscą i tak o tem nikt nie usłyszy ani tego nie zobaczy. Wszystko zostanie na wieki pod pokrywką milczenia, z wielką szkodą dla sprawy i zasługi Waszej Miłości. Zdaje mi się tedy, że lepiejby było (chyba, że Wasza Miłość inne mniemanie żywi), abyśmy się zaciągnęli na służbę do jakiegoś cesarza albo znacznego księcia, który wojnę prowadzi. W tej służbie, okazalibyście dowodnie walory swojej osoby, swoją dzielność i wielki rozum tak, iż ów władca, widząc to, musiałby nas wynagro-