Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.1.djvu/23

Ta strona została przepisana.
ROLAND SZALONY DO DON KICHOTA Z MANCZY.
SONET

Jeślić był równy komu, to zaiste trzeba
Dobrze szukać tych równych, co sprostają tobie,
Niema ich tam, gdzieś stąpnął. Rycerska potrzeba
Tobie dając zwycięstwo, ich złożyła w grobie.

Rolandem jestem panie, co dla Angeliki
Poznał morza odległe i nieznane światy,
Niosąc na ołtarz sławy dar męstwa bogaty,
Którym dzielni się jeno szczycą wojowniki.

Nie sprostałem ci nigdy, bowiem z twoją sławą
Niczyjej famie nie Iza kłaść się w paragonie;
Równi byliśmy tylko przez rozumu szwanki.

Ujarzm pysznego Maura, shołduj niełaskawą
Cytherę, gdzie się wzbudził żar miłosny w łonie,
Wzgardzony równo od twej, jak i mej kochanki!

RYCERZ FEBA DO DON KICHOTA Z MANCZY.
SONET

Twej szabli nie zrównała nigdy moja szpada,
O nasz wielki rycerzu i hiszpański Febie!
Gdy sława twa jak słońce błysnęła na niebie,
Moja zgasła i znikła, niby jutrznia blada!

Cesarstwami wzgardziłem, królewską dzierżawę,
Którą mnie Wschód obdarzył, rzuciłem niedługo,
Pragnąc zostać Klarindy ukochanej sługą
I codzień w jej oblicze patrzeć niełaskawe.