Don Kichot, widząc się w tak smutnym stanie, rzekł do swego giermka:
— Zawsze słyszałem, Sanczo, że świadczyć dobro niegodziwcom, to pisać na piasku. Gdybym był zawierzył twoim słowom, uniknąłbym tego zmartwienia; ale już się stało, cierpliwości, i bądźmy rozsądniejsi na przyszłość.
— Ach, mój panie, nim Wy staniecie się roztropnym, ja zostanę Turkiem — odparł Sanczo. — Lecz ponieważ powiadacie, że gdybyście słuchali rad moich, uniknęlibyście tej szkody, tedy chciejcie uwierzyć mi teraz, a ujdziecie większej nierównie. Wobec Świętej Hermandady na nic się nie zda całe rycerstwo i wszystkie sławne przewagi, gdyż dba ona o wszystkich błędnych rycerzy, jak o złamany szeląg. Już mi się zdaje, że strzały łuczników świszczą mi koło uszu[1].
— Z przyrodzenia swego jesteś tchórzem, Sanczo — rzekł Don Kichot — ale abyś nie mógł powiedzieć, że jestem uparty i że nie dbam o twoje rady,
- ↑ Złoczyńcy, plądrujący na gościńcach, skazani na śmierć przez trybunał świętej Hermandady, byli przywiązywani do pala i zasypywani chmurą strzał. Ciała ich przez długi czas leżały niepogrzebane, służąc za przykład odstraszający. Izabella Katolicka, chcąc skrócić ich męki, wydała rozkaz, aby delikwentów duszono żelazną obręczą, a z łuków strzelano dopiero do ich ciał.