drugi syn księcia, imieniem Ferdynand, młodzieniec miły, kształtny, serdeczny, który po upływie pewnego czasu tak rozmiłował się we mnie, że wiele o tem mówiono, a chociaż starszy jego brat równie mnie przyjaźnią otaczał i wiele świadczył mi faworów, jednakoż nie można było tych uczuć porównać z afektami, które żywił dla mnie Ferdynand.
Ponieważ między przyjaciółmi nic tajnego niemasz, Don Ferdynand, upewniony o mojem do niego przywiązaniu, powierzył mi wszystkie myśli swoje i wyznał, iż miłość niespokojnym go czyni. Zakochał się okrutnie w pięknej dziewczynie, córce bogatego rolnika, który był wasalem księcia, jego ojca. Dziewica ta była tak piękna, mądra i szlachetna, że wszyscy ludzie, znający ją, nie umieli zdać sobie sprawy, w którym z tych przymiotów przodek trzyma. Rzadkie zalety urodziwej wieśniaczki tak przejęły serce i umysł Ferdynanda, iż, aby tylko cnotę jej zwyciężyć i woli swej powolną ją uczynić, postanowił dać jej słowo, że ją za żonę weźmie, gdyż inaczej nie mógłby przecież tego wszystkiego dopiąć.
Zniewolony jego przyjaźnią do mnie, starałem się odwieść go od tego zamysłu, przywodząc mu różne racje i nie szczędząc najbardziej wymownych przykładów. Aliści, przekonawszy się, że to wszystko nie zda się na nic, umyśliłem, że najlepiej będzie, gdy zdam ze wszystkiego sprawę jego ojcu, księciu Ryszardowi. Sprytny Don Ferdynand jakby przeniknął mój zamiar i zestrachał się, wiedząc, że obowiązek podwładnego może mi kazać wyjawić tę rzecz ukrytą, tak bardzo przeciwną honorowi domu książęcego. Aby mnie oszukać i podejść, rzekł mi, iż nie znajduje lepszego środka na pozbycie się tej namiętności, która go tak niewoli, jak oddalić się na kilka miesięcy. Pojedziemy we dwóch, do mego ojca, pod pokrywką, że udajemy się tam, dla zakupu koni, z których miasto nasze słynie[1]. Zaledwiem go usłyszał, tak mówią-
- ↑ Miastem tem była Kordoba, chlubiąca się z chowu najlepszych rumaków Hiszpanji.