chce! I jak to pięknie brzmi ten podpis, dany na przydatek: Rycerz Posępnego Oblicza! Niech — mnie kule biją! Prawdziwy djabeł z pana: niemasz na świecie tego, czegobyście nie wiedzieli. Napiszcie teraz po drugiej stronie polecenie na wydanie trzech osłów, i podpiszcie je wyraźnie swojem imieniem, tak, aby uznano rzetelnie, że to Waszej Miłości pismo.
— Uczynię tak — odparł Don Kichot i, napisawszy, przeczytał mu:
Moja siostrzenico, wydasz za tym karteluszkiem memu giermkowi, Sanczo Pansie, trzy osły z tych pięciu, które pozostały w domu pod twoją pieczą. Rozkazuję, aby te trzy osły były mu poruczone (gdyż wartość ich tutaj odebrałem), za oddaniem tego pisma i za kwitowaniem Sanczy.
— Piękne to jest pismo — rzekł Sanczo — ale trza opatrzyć je jeszcze swojem imieniem.
— Nie potrzeba podpisywać — odparł Don Kichot — wystarczy, gdy położę swój znak. On i za trzysta osłów stanie!
— Ufam WPanu — rzekł Sanczo. — Pójdę teraz osiodłać Rossynanta; przygotujcie się, Wasza Miłość, dać mi swoje błogosławieństwo, gdyż zamierzam zaraz odjechać, nie bawiąc się patrzeniem na Wasze szaleństwa. Powiem, żem ich tyle widział, że pani Dulcynea, ani chybi, na tem poprzestanie.
— Chcę, Sanczo, abyś mnie przynajmniej zobaczył nagiego — rzekł Don Kichot — i należy się, żebym przed tobą dokazał tuzina albo dwóch tuzinów warjactw. Uwinę się z niemi w pół godziny. Ujrzawszy je na własne oczy, będziesz mógł sumiennie poprzysiąc i za te, których nie widziałeś, a które od