Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.1.djvu/315

Ta strona została przepisana.

żania i powróćmy do urwanego wątku mej nieszczęśliwej historji. Mówię więc, że Don Ferdynand, widząc, iż moja przytomność jest zawadą do uskutecznienia jego podłych i podstępnych zamysłów, postanowił wysłać mnie do swego starszego brata, pod pokrywką, że mu są potrzebne pieniądze na zakup sześciu koni. Tegoż dnia, w którym się podjął mówić z moim ojcem, umyślnie te konie stargował, aby mnie się tylko pozbyć i lepiej swój zamysł do skutku doprowadzić. Chciał przeto, abym pojechał i pieniądze przywiózł. Zaliż mogłem taką zdradę przewidzieć albo choćby przypuścić, że jest możliwa? Nie, zapewne! Z wielką ochotą oświadczyłem, że pojadę niebawnie, rad z tak dobrego zakupu. Wieczorem tego dnia rozmawiałem z Luscindą i oznajmiłem jej o ułożeniu Don Ferdynanda, prosząc, aby była dobrej myśli, gdyż nasze cne miłosne pragnienia niechybnie spełnione będą. Luscinda, Również jak i ja, od wszelkich podejrzeń zdrady daleka, rzekła mi, abym rychło powracał, bowiem wierzyła, że nasze zamysły uskutecznią się wrychle, gdy tylko mój ojciec z jej ojcem się rozmówi i że rzec innej odwłoki mieć niebędzie. Nie wiem co było w tym razie, ale, gdy tylko te słowa wyrzekła, łzami się zalała i tak ją w gardle zatknęło, iż nie mogła wyrzec i słowa, z tych, co według mego rozumienia, jeszcze powiedzieć chciała. Zostałem zadziwiony z tej przypadłości, której nigdy po sobie dotąd nie okazała. Rozmawialiśmy z sobą, ilekroć nam na to szczęśliwy przypadek pozwolił, weseli i pełni szczęśliwości, bez tego, aby z naszemi dyskursami mieszały się ślozy, westchnienia, podejrzenia zazdrości lub jakoweś strachy. Ja sławiłem mój los szczęśliwy i dziękowałem niebu, że mi ją dało za moją panią, wynosiłem jej piękność, podziwiałem jej cnotliwość i rozum. Luscinda odpłacała mi, chwaląc to, co, według mniemania zakochanej białogłowy; zachwały godne było, Opowiadaliśmy so-