Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.1.djvu/317

Ta strona została przepisana.

znajomy z listem, który, jak z podpisania uznałem, od Luscindy pochodził. Odpieczętowałem go, cały drżący i potrwożony, myśląc, że coś nader ważnego musiało ją do napisania listu pobudzić w czasie, gdy oddalony od niej byłem, gdyż nader rzadko to czyniła wówczas, gdy blisko niej przebywałem. Nimem go przeczytał, spytałem się umyślnego, kto mu list oddał i jak długo bawił w drodze? Odparł mi, iż, gdy przechodził trafunkiem przez ulicę miasta koło południa, jakaś piękna dama, z oczyma łez pełnemi, zawołała nań z okna i rzekła śpieszno: — Mój przyjacielu, jeżeli jesteś prawym chrześcijaninem, jakim się być zdawasz, zaklinam cię na miłosierdzie Boskie, abyś, nie mieszkając, jechał i oddał ten list gdzie należy w ręce tego, którego imię jest wyrażone na nagłówku tego listu. Uczynisz rzecz miłą Panu Bogu. Abyś jednak mógł dojechać i wypełnić czego żądam, weź to, co się w tej chustce zawiera.
Rzekłszy to, rzuciła mi oknem chustkę, w której znalazłem sto realów i ten pierścień złoty, który oto wam ukazuję. Później zaraz, na moją nie czekając odpowiedź, odeszła od okna. Przedtem jednak upewniła się, że podjąłem chustkę i list i uznała po znakach, jakie czyniłem, że wypełnię dane mi polecenie. Widząc się dobrze nagrodzony za trud, co na się wziąłem, aby Wam list oddać, uznawszy z nagłówka, Wy, panie, tą osobą jesteście, do którego ten list jest skierowany, a wreszcie zmiękczony będąc łzami tej pięknej damy, postanowiłem nikomu tej sprawy nie powierzać, tylko sam z obowiązania się uiścić. W siedemnaście godzin odbyłem tę drogę, która jak wiecie, osiemnaście mil liczy. Gdy mi ten sprawny i niespodzianie przybyły wysłaniec to wszystko opowiadał, wzrokiem na jego wargach wisiałem. Nogi drżały pode mną tak, iż ledwie się na nich mogłem utrzymać. W końcu otworzyłem list, w którym to się zawierało: