Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.1.djvu/320

Ta strona została przepisana.

chodziły, uwagi i rozważania czynione, których taka ilość była, że próżnobym się silił teraz je powtórzyć.
Wystarczy, jeśli powiem, że Don Ferdynand wszedł do komnaty w sukniach, które nosił zwyczajnie, bez żadnego przybrania.
Przywiódł z sobą stryjecznego Luscindy. W komnacie nie było nikogo, krom domowych. Wkrótce z sąsiedniego pokoju wyszła Luscinda, w towarzystwie swojej matki i dwóch panien służebnych. Była ubrana i przystrojona jaknajpiękniej, przyzwoicie do swego stanu i urody.
Wzburzenie zmysłów moich nie dało mi zważyć należycie stroju całego, zapamiętałem tylko barwy: karmazyn i biel i blask klejnotów, które miała na sukni i na głowie. Ale wszystko to gasiła niezwykła piękność jej wspaniałych złotych włosów, co jaśnieniem swojem, współubiegając się z blaskiem klejnotów i światłem czterech pochodni, płonących w komnacie, jeszcze wyborniej cudność swoją oczom okazywały. O pamięci, śmiertelna nieprzyjaciółko mojej spokojności! Za co mnie wystawiasz tak wyraźnie na oczy nieporównaną piękność ubóstwianej Lusoindy mojej? Zaliż nie lepiejby było, okrutna pamięci, abyś mi okazała, co Luscinda czyniła wówczas, tak, bym jawnie wyrządzonym mi despektem pobudzony, szukał jeżeli już nie zemsty, to śmierci przynajmniej.
Niech wam, WPanowie, słuchanie tych szczegółów nudy nie przyczynia, bowiem moje nieszczęście jest z tych, o których pokrótce opowiedzieć ani mimojazdem napomknąć nie lza; każdy szczegół tej historji jest, według mego rozumienia, godny długiej opowieści.
Pleban odpowiedział na to, że nie tylko nie nuży ich słuchanie ale że, przeciwnie, z wielkiem ukontentowaniem słuchają opowieści o drobnych szczegó-