Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.1.djvu/327

Ta strona została przepisana.
KAPITULUM XXVIII
KTÓRE MÓWI O NIEZWYKŁEJ I MIŁEJ PRZYGODZIE, JAKA SPOTKAŁA PLEBANA I CYRULIKA W TYCHŻE GÓRACH

Szczęśliwe, potrzykroć szczęśliwe te czasy, gdy zuchwały i chrobry rycerz, Don Kichot, na świecie się pojawił! Dzięki temu, że powziął chwalebny zamysł odrodzenia i ustanowienia z powrotem zanikłego już i martwego prawie zakonu rycerstwa błędnego — możemy teraz, w tym wieku, ubogim w radość i rozrywkę godziwą, cieszyć się nie tylko delicją jego prawdziwej historji, ale takoż zamykającemi się w niej opowieściami i epizodami, które samej historji na włos nie ustępują, będąc również przyjemne, kunsztu osobnego pełne i nie mniej prawdziwe, jak ona.
Historja, powracając do swego zagmatwanego, urwanego i przeciętego wątku, powiada, że właśnie wówczas, gdy proboszcz silił się pocieszyć Kardenia, przeszkodził mu w tem głos jakiś, którego dźwięki łamentliwe o jego słuch się obiły.
— O Boże! — biadał ten głos — zaliż naprawdę znalazłam miejsce, mogące się stać samotnym grobem dla tego ciała, którego nieznośne brzemię, wbrew woli własnej, dźwigać muszę! Tak, pewna tego jestem, jeśli tylko samotność, przez te góry przyrzeczona, nie zwiedzie mnie i nie oszuka. O ja nie-