szczęsna! — o ileż milsze mi jest towarzystwo tych skał i krzewów, zważywszy na to, że pozwalają mi one łatwo powierzyć niebu skargę, z nieszczęścia mego płynącą, niźli obecność jakiejkolwiek istoty ludzkiej. Niema na świecie człowieka, któryby mógł służyć radą w strapieniu, niósł ulgę łzom i na nieszczęście lek stosowny znajdował. Pleban i jego towarzysze usłyszeli te słowa; ponieważ im się zdało, jak i w samej rzeczy było, że ten, co je wymówił, musiał się znajdować gdzieś w pobliżu, więc też podnieśli się, aby go odszukać.
I dwudziestu kroków nie uszli, gdy za załomem jednej skały, u stóp jesionowego drzewa, ujrzeli jakiegoś otroka, ubranego w suknie kmiecie. Twarzy jego dostrzec nie mogli, ponieważ trzymał ją schyloną, myjąc sobie nogi w strumyku, płynącym mimo.
Podeszli tak cicho, że młodzieniec ich nie spostrzegł, chocia niczem innem zajęty nie był, jak tylko nóg myciem, które zdawały się być dwoma kawałkami przezroczego kryształu, dotykającemi dna ruczaju, pospołu z innemi kamieniami.
Piękność ich i białość nadzwyczajna wprawiła ich w zdumienie, gdyż zdało im się, że nogi te nie są stworzone na to, aby stąpać po bruzdach, chodzić za pługiem i bykami, na co wskazywał lichy przyodziewek. Proboszcz, który szedł naprzód, widząc, iż otrok ich nie spostrzegł, dał znak swym, towarzyszom, aby przylegli na ziemi i ukryli się za skalnemi piargami, sterczącemi tutaj. Uczynili tak wszyscy, aby mieć pilne oko na to, co młodzian czynić będzie.
Ubrany był w płaszcz o podwójnych połach, przepasany szerokiem, białem płótnem, w ciżemki i spodnie z ciemnego sukna, na głowie zasię miał myckę tegoż koloru. Spodnie sięgały do połowy łydek, które istotnie z alabastru być się wydały.
Skończywszy myć nogi, dobył z pod czapki szmatkę płócienną do obtarcia. W tej chwili podniósł też
Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.1.djvu/328
Ta strona została przepisana.