i przybył na miejsce jeszcze przed nastaniem nocy.
Przypadek chciał, że przed drzwiami oberży stały dwie młode dziewczyny, z rodzaju tych, co to się zowią młódkami dobrej woli.[1]
Udawały się one do Sewilli z mulnikami, którzy tego wieczora zatrzymali się na nocleg w oberży.
Ponieważ wszystko, co nasz dzielny wędrowiec myślał, widział, lub imaginował sobie, zdawało mu się stworzone na obraz i podobieństwo tego, co czytał, więc też, gdy zoczył oberżę, natychmiast wystawił sobie, że jest to zamek z czterema wieżami i kolumnami z połyskującego srebra. Nie brak było również zwodzonego mostu i fos głębokich, oraz wszystkich tych dodatków i przynależności, z jakiemi zawsze się podobne zamczyska przedstawia. Podjechał do oberży, zdającej się mu być warownią, i na kilkanaście kroków od niej ściągnął cugle Rossynantowi, czekając, aż karzeł ukaże się na blankach i zadmie w róg na znak, że jakowyś rycerz przybył do zamku.
Lecz widząc, że nikt się jakoś nie kwapi, i że Rossynant niecierpliwi się wielce, czując bliskość stajni, podjechał do wrót i zobaczył dwie młode dziewczyny, które zdały mu się znakomitemi dziewicami lub damami, pełnemi wdzięku, zażywającemi świeżego powietrza u wrót zamku.
W tej chwili, jakby naumyślnie, świniarczyk zganiający na ściernisku do kupy świnie — (nie moja wina, na honor, że się tak nazywają) zadął w róg. Na dźwięk rogu trzoda się zebrała, a Don Kichotowi wydało się, że spełnia się jego marzenie i że jakiś karzeł zamkowy oznajmia o jego przybyciu. Niepomiernie uradowany stanął u wrót oberży przed temi damami, które, ujrzawszy człowieka na ten kształt uzbrojonego, ze spisą i tarczą w ręku, bardzo zestrachane, chciały uciec do wnętrza karczmy. Wówczas Don Kichot, poznawszy, że jeśli uciekają, tedy bać się muszą, uniósł swojej podklejonej przyłbicy i od-
- ↑ W oryginale: „dos mujeras mozas, destas que claman der partido“.