Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.1.djvu/47

Ta strona została przepisana.

Po owem wezwaniu, zdało mu się, iż taki duch w niego wstąpił, że gdyby wszyscy mulnicy świata rzucili się na niego, on ani na krok imby pola nie ustąpił.
Towarzysze poranionych mulników, widząc ich w tak żałosnym stanie, jęli zdaleka rzucać kamieniami w Don Kichota. Zasłaniał się tarczą, jak mógł, lecz nie odchodził od koryta, bojąc się zbroję pozostawić.
Oberżysta wrzeszczał ze wszystkich sił, aby go poniechali; mówił im przecież, iż to człek na umyśle pomieszany, i że, jako taki, nijakiej odpowiedzialności mieć niebędzie, choćby ich wszystkich pozabijał. Don Kichot zaś grzmiał jeszcze donioślejszym głosem, wymyślając im od zdrajców, wiarołomców, pana zamku zaś zwąc przeniewiercą, nikczemnikiem i gburem, skoro pozwala, aby w ten sposób traktowano u niego błędnych rycerzy. Gdy tylko zostanie pasowany na rycerza, pokaże mu, czem taka zdrada pachnie!
— O was zaś, podła gawiedzi, nie troskam się wcale! Chodźcie tu, chodźcie, uderzcie na mnie, a żywo — obaczycie, jaką zapłatę otrzymacie za swoje zuchwalstwo!
Mówił to z takim męstwem a zawziętością, że strach padł na rzesze napastników. Mulnicy posłuchali napomnień oberżysty i przestali walić kamieniami. Don Kichot pozwolił wielkodusznie zebrać rannych z pola bitwy i jął znów z całym spokojem, jakby się nic nie zdarzyło, sprawować swą straż rycerską.
Oberżyście te ostatnie żarty jego gościa wydały się nadto grube; chcąc się go pozbyć jaknajprędzej, postanowił pasować go, nie mieszkając, na rycerza, zanim się nowe nieszczęście przytrafi. Sumitując się przeto gęsto z zuchwałego postępku tych gburów, o którym nic nie wiedział, a który przykładnie uka-