nych. Później wypijał wielki dzban zimnej wody (co go zaraz uzdrawiało i uspakajało), mówiąc, iż ta woda jest bardzo cennym nektarem, który wielki mędrzec i czarnoksiężnik, Sgifo[1], w podarunku mu przysłał; Całą winę ja tutaj ponoszę, gdyż nie ostrzegłam Was wczas o szaleństwie wuja, abyście mogli byli znaleźć jakiś stosowny środek, zanim jeszcze całkiem nie oszalał, i abyście spalili wszystkie te przeklęte księgi, które podobnie, jak kacerze, na stos zasługują.
— Owóż i ja tak mniemam — rzekł ksiądz — i dalipan, zanim dzień jutrzejszy upłynie, trzeba te księgi na stos skazać, tak, aby kogoś, kto je czytać będzie, do zguby nie przywiodły, jak się to stało z Waszym panem.
Wieśniak i Don Kichot wszystko to słyszeli; chłop poznał wówczas przyczynę choroby swego sąsiada, który teraz jął mówić donośnym głosem:
— Otwórzcie, panowie, otwórzcie Jego Miłości, panu Balduinowi, srodze poranionemu, panu markizowi Mantui i panu Maurowi Abindarraezowi, którego waleczny Rodryg de Narvaez, wielkorządca Antegurary, jako jeńca tutaj prowadzi.
Na ów krzyk wszyscy przed dom wybiegli, a gdy ksiądz i balwierz swego przyjaciela, siostrzenica swego wuja, a gospodyni pana swego poznali, ten jeszcze nie zsiadł z osła, ponieważ zsiąść nie mógł; rzucili się więc ku niemu, chcąc go powitać, on zaś rzekł:
— Wstrzymajcie się, ciężko poranion jestem. Wina w tem mego konia. Niech mnie zaniosą do łożnicy i zawołają, jeśli to tylko jest możliwe, czarodziejkę Urgandę, aby mnie opatrzyła i staranie o moje rany miała.
— Masz djable kaftan! — wrzasnęła gospodyni. — Czyż mnie serce nie mówiło, na którą to nogę mój pan chroma? Na miłosierdzie boskie, zaklinam
- ↑ Siostrzenica Don Kichota kaleczy w ten sposób imię Alquifa, męża Urgandy, wielkiego czarnoksiężnika, wspominanego nieraz w księgach rycerskich.