nym rycerzem. Nie skąpi mu on swoich faworów» ale i to wie, że nie będzie mógł zapobiec memu nad swym ulubieńcem zwycięstwu. Z tej racji czyni mi wszystkie wstręty, jakie tylko czynić może. Ostrzegam go jednak, że wszystkie jego wysiłki na niczem spełzną, gdyż nie będzie mógł wyroków niebieskich odwrócić.
— Któżby o tem wątpił, mój wuju? — rzekła siostrzenica. — Lecz zważcie dobrze, co was ku temu pobudza, abyście się w te zwady i burdy mieszali? Nie lepiej że to w domu siedzieć spokojnie, niż tak się wałęsać po świecie i szukać lepszego chleba, niż chleb pszenny? Są przecie i tacy, co to idą w świat wełny szukać, a wracają częstokroć postrzyżeni.
— O miła siostrzenico, ni kęska nie znasz się na tej materji! Zanimby mnie postrzygli, oskubałbym brodę tym wszystkim, którzyby mi włosek na głowie tknąć śmieli!
Gospodyni i siostrzenica nie odpowiedziały już ani słówka, aby mu bardziej kolery we krwi nie rozpalać.
Przez piętnaście dni pozostawał w domu spokojniuchny, jak trusia, nie dając nikomu poznaki, że szaleństwo swoje jeszcze raz powtórzyć pragnie. W tym czasie, w bardzo grzeczne dyskursy ze swymi kumami, proboszczem i cyrulikiem, wchodził, twierdząc, że rzeczą na świecie najpotrzebniejszą jest zakon rycerstwa błędnego, i że owo rycerstwo teraz w nim swe odrodzenie święci. Proboszcz czasem mu przeczył, czasem zaś udawał, że się do jego racyj przechyla, gdyby bowiem takiego wybiegu nie użył, żadną miarą do ładuby z nim nie doszedł.
Don Kichot, przebywając w domu, jednał sobie skrycie pewnego kmiotka, swego, sąsiada, człeka szlachetnego, (gdyż taką nazwę dać można i temu, co jest biedny), ale któremu także się kiełbie we łbie zalęgały.
Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.1.djvu/78
Ta strona została przepisana.