i komnatę zniszczył, teraz tych olbrzymów w wiatraki przedzierzgnął, aby mi odjąć chwałę zwycięstwa nad niemi, tak wielką bowiem urazę do mnie żywi. Ale koniec końcem te jego złośliwe sztuczki na niewiele się zdadzą, wobec dzielności mego ramienia.
— Będzie, jak Bóg chce — odparł Sanczo Pansa.
I pomógłszy mu dźwignąć się na nogi, wsadził go na Rossynanta, który był także srodze poturbowany.
Rozmawiając dalej o tej przygodzie, skierowali się ku wąwozom Lapice, gdyż Don Kichot twierdził, że cała kupa przygód tu, gdzie tylu podróżnych przejeżdża, spotka ich musi. Strasznie był gniewny, że kopję straciły zwracając się do giermka, rzekł:
— Przypominam sobie, że pewien rycerz hiszpański, zwany Diego Ferez de Vargas, gdy mu się w jednej potrzebie szpada złamała, wielką gałęź z pnia dębowego wyłomił, siła nią przewag dokonał i tylu Maurów natłukł, że mu przydomek Tłuczy-łba nadano, a on i jego potomkowie zwali się odtąd Vargas-Tłuczyłby[1]. Mówię ci o tem, gdyż mam zamiar z pierwszego dębu wyrwać gałęź, równie dobrą, jak tamta i tyla nią zawołanych czynów dokazać, że będziesz sobie to za wielkie szczęście poczytywał, iż możesz na nie patrzeć własnemi oczyma, będąc przytomny rzeczom, które zaledwie śnić się mogą.
— Wszystko to w ręku Boga — odparł Sanczo. — Wierzę w każde słóweczko Waszej Miłości, ale poprawcie się nieco na siodle, Dostojny Panie, gdyż całkiem na bok zwisacie. Musieliście się przy upadku srodze urazić.
— Prawdę mówisz — rzekł Don Kichot. — A jeśli nie utyskuję na ból, to jeno dlatego, że nie lza błędnym rycerzom na swe rany się żalić, choćby im i bebechy na wierzch wyłaziły.
— A kiedy tak, to ja już nic do gadania nie mam — odparł Sanczo — ale Bóg widzi, że radbym
- ↑ Fakt ten miał jakoby miejsce podczas oblężenia Jerez (1250) za czasów króla Don Ferdynanda III, zwanego Świętym. Lorenzo de Sepulveda ze zdarzenia tego wziął osnowę do swego „romance“ („Jerez aquesa nombrada — cercada era de cristianos“). Lope de Vega wspomina o czynie tym w „Laurel de Apolo“ (silva III).