był z całej duszy, gdybyście, Wielmożny Panie, użalili się trochę przedemną, kiedy Wam coś doskwierać będzie. Ja zaś, dopóki nie usłyszę, że giermkowie błędnych rycerzy także na nic uskarżać się nie powinni, będę w głos lamentował z racji najmniejszej choćby dolegliwości.
Uśmiechnął się Don Kichot z prostoduszności swego giermka i oznajmił mu, że może się żalić, ile tylko zechce, czy będzie miał powód, czy nie, gdyż dotychczas nie czytał w księgach rycerskich nic, coby temu przeciwne było. Sanczo przypomniał mu wówczas, że nadchodzi pora, aby się czemś posilić, ale Don Kichot odparł, że nie czuje głodu. Jednak on, Sanczo, może jeść do woli.
Otrzymawszy takie zezwolenie, Sanczo rozsiadł się wygodnie na swym ośle i wyciągnąwszy z sakwy wszystko, co tam miał, pojadał i od czasu do czasu z butelki z taką lubością pociągał, że najlepszego oberżystę z Malagi zazdrośćby wzięła. Łyknąwszy kilka haustów, zapomniał całkiem o obietnicach swego pana. Przypadło mu do smaku to nowe zajęcie, które było raczej wywczasem niż pracą. Iść na spotkanie przygód, choćby najniebezpieczniejszych — to igraszka prawdziwa!
Koniec końców noc tę spędzili pod drzewami. Z jednego dębu ułamał Don Kichot gałęź, która potrzaskaną lancę zastąpić mu miała. Na końcu jej zasadził grot, pozostały po tamtej kopji.
Rycerz nasz przez całą noc oka nie zmrużył, myśląc o pani swego serca, Dulcynei. Chciał iść za przykładem tego, co w księgach rycerskich czytał. Błędni rycerze spędzali wszak bezsenne noce wśród puszcz i na odludziu, bawiąc się myślami o damach swoich.
Inaczej postąpił sobie Sanczo Pansa, który, mając brzuch dobrze wypchany (a nie wodą i wiatrem), usnął tak krzepkim snem, że gdyby go jego pan wreszcie nie obudził, ani promienie słońca, na twarz mu
Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.1.djvu/85
Ta strona została przepisana.