Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.2.djvu/123

Ta strona została przepisana.
KAPITULUM XXXVI
O INNYCH RZECZACH PRZEDZIWNYCH, KTÓRE SIĘ W KARCZMIE STAŁY.

Tymczasem gospodarz, stojący przed bramą zajazdu, zawołał:
— Widzę znaczny orszak ludzi, ciągnących ku nam. Jeżeli wstąpią — tedy gaudeamus.[1]
— Cóż to za jedni? — zapytał Kardenio.
— Czterej rycerze, siedzący na siodłach o krótkich strzemionach. Mają w dłoniach kopje i tarcze, a na twarzach czarne maski. Między nimi znajduje się dama na koniu, ubrana w białą szatę, także z zakrytem obliczem i dwóch pieszych pachołków.
— Czy są blisko? — zapytał pleban.
— Tak blisko — odparł karczmarz — że już dojeżdżają!

Dorota, usłyszawszy te słowa, przysłoniła twarz, Kardenio zasię umknął do izby Don Kichota. Zaledwie to uczynić zdążyli, gdy do karczmy weszli goście, o których oberżysta mówił. Czterej rycerze, o wielce pańskim pozorze i dwornem obejściu, zeskoczyli z rumaków i pomogli zsiąść damie. Jeden z nich, schwyciwszy ją w ramiona, posadził ją na stołku, stojącym przed drzwiami izby, w której schronił się Kardenio. W trakcie tego ani dama ani żaden z nich maski nie zdjął i ni słowa nie przemówił. Tylko dama, usiadł-

  1. Gospodarz węszy dobry zarobek i używa przysłowiowego powiedzenia łacińskiego, pochodzącego z antyfony, śpiewanej na początku mszy: „Gaudeamus omnes in Domino diem festum celebrantes“.