Kardenia, Kardenio na Luscindę, zaś Luscinda na Kardenia. Luscinda pierwsza przerwała milczenie, mówiąc do Don Ferdynanda.
— Przez wzgląd na to, kim jesteście, Don Ferdynandzie, jeśli już innych względów nie uważacie, puście mnie, puście mnie na Boga, pozwólcie, abym przywarła do tego muru, którego bluszczem jestem; niechaj się złączę z tym, od którego oderwać mnie nie mogły ani wasze wysiłki, ani groźby, obietnice i dary. Zważcie, jak to niebiosa niezwykłą i niepojętną dla nas drogą, dowiodły mnie do odnalezienia mego męża. Z tysiąca eksperjencyj, które nas oboje wiele kosztowały, wiecie już, że jeno śmierć mogłaby go wymazać z pamięci mojej. Niech to jawne odtumanienie, afekt Wasz ku mnie we wzgardę zmieni, miłość w kolerę i gniew. Biorąc z tych uczuć nienawiści pobudkę, kres memu życiu połóżcie. Gdy uczynię z niego ofiarę, w przytomności drogiego męża mego, uważać je będę za dobrze dopełnione. Może śmierć moja upewni go, że dotrzymałam mu wierności aż do ostatniego tchnienia.
Tymczasem Dorota przyszła już do zmysłów utraconych i słuchała pilnie słów Luscindy, z których wymiarkowała kim ta dzieweczka była. Widząc, że Don Ferdynand, jeszcze jej z objęć swoich nie puszcza, ani nic nie odpowiada, z wielkim wysiłkiem dźwignęła się z ziemi i padła przed nim na kolana; później rzewnemi i litości godnemi łzami się zalewając, rzekła w te słowa:
— Gdyby promienie tego słońca, które w ramionach skrywasz, nie zaćmiewały światłości oczu twoich, jawniebyś poznał, że ta, co u nóg twoich klęczy, jest nieszczęśliwą z twej woli wyroku, Dorotą. Jam jest tą skromną wieśniaczką, którąś przez dobroć swoją, albo też dla własnej rozkoszy wzniósł na ten stopień, że się już twoją nazywać mogłam. Jestem tą, co w surową ryzę czci i przystojności białogłowskiej
Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.2.djvu/127
Ta strona została przepisana.