Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.2.djvu/133

Ta strona została przepisana.

płynęła, zmiękło wreszcie. Dał się zwyciężyć sile tej prawdy, która taka była, że gdyby nawet i chciał, nie mógłby był jej zaprzeczyć. Dowodnym znakiem, że do zacnej rady, jaką mu dano, chce się przychylić, było, że się pochylił, przygarnął Dorotę i rzekł do niej:
— Podnieście się, pani moja! Nie godzi się wszak, aby u nóg moich klęczała ta, którą w swem sercu noszę. Jeśli do tych pór nie okazałem tego, com Wam winien, może stało się to z woli Opatrzności, która chciała, abym ujrzawszy stateczność miłości Waszej, nauczył się Was szanować, jak na to zasługujecie. Błagam Was jeno, byście nie wyrzucali mi mego brzydkiego postępku i mej wielkiej niedbałości, gdyż ta sama moc, która zmusiła mnie, abym Was uległą sobie uczynił, kazała mi później starać się o to, bym już do Was nie należał. Obróćcie głowę, spójrzcie w oczy Luscindy, a znajdziecie w nich wszystkich mych błędów wytłumaczenie. Ponieważ znalazła to, czego tak usilnie pragnęła, ja zaś osiągnąłem to, czego mi trza — niechajże żyje spokojna i szczęśliwa długie lata ze swoim Kardeniem. Ja błagać będę Boga, aby mi długie lata z Dorotą moją przeżyć pozwolił. Rzekłszy to, schwycił Dorotę w objęcia i twarz swą pieszczenie do jej twarzy zbliżył z taką tkliwością, iż siłą musiał powstrzymać płacz, będący jawną oznaką jego miłości i skruchy. Kardenio, Luscinda i wszyscy przytomni nie mogli łez zastanowić i w wielkiej obfitości przelewać je jęli, jedni dla swojej własnej radości, drudzy dla radości innych. Wierę, zdawać się mogło, że im się jakieś wielkie nieszczęście przydarzyło. Nawet Sanczo Pansa szlochał, choć, jak później rzekł, łzy ronił jeno dlatego, że Dorota nie okazała się rzekomą Mikonikomu królową, od której osobnych faworów i łask mógł się był spodziewać.
Dobry kęs czasu wraz z powszechnym płaczem