Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.2.djvu/148

Ta strona została przepisana.

dząc, takie było: „Pokój temu domowi“, albo i li inaczej: „Udzielam wam pokoju mego, w pokoju was moim ostawiam, niech pokój mój będzie z wami“. — Zaprawdę klejnot to jest i skarb najszacowniejszy, którego nam udzieliła i który pozostawiła dłoń taka, klejnot, bez którego nie byłoby żadnego dobra na ziemi ani na niebie. Ten pokój jest więc prawdziwym celem wojny. Ustanowiwszy zatem tę prawdę, że celem wojny jest pokój i że dlatego wyższy jest on nad cel pism i nauk, obaczmy teraz, jakie są trudy człeka, co się piórem para i człeka, co orężem szermuje, aby rozstrzygnąć, który z tych trudów większy jest.
Don Kichot prowadził swój dyskurs tak kształtownie i udatnie, że żaden z tych, którzy go słuchali, za szaleńca wziąć go nie mógł. Przeciwnie, jako że większość przytomnych była to szlachta, której rycerskie rzemiosło obce nie jest, więc też słuchali go z wielkiem ukontentowaniem. On zaś mówił dalej:

— Powiadam tedy, że różne prywacje i mizerje, które człek zawołany w piśmie znosić musi, takie są: nadewszystko ubóstwo (nie dlatego, aby wszyscy biedni być mieli, biorę jeno ów casus niedostatku w najmniej przychylnej kondycji), a skoro już o ubóstwie mówię, nie trzeba mi niczego o przeciwnych przydawać losach, uznając, że ten, co biedę cierpi, największe dopusty wrażej fortuny znosi, gdy kto jest biedny, wszelkiego dobra na tym świecie jest zbyty. Niedostatek ów znosi pod różną postacią: bądź to jako głód, bądź jako zimno przenikliwe, bądź jako goliznę, bądź też jako to wszystko pospołu. Acz bieda ta nie jest nigdy tak wielka, aby jeść nie miał, chocia nie raz się przytrafia, że się posila już po stosownej na posiłek porze i chocia jada jeno odpadki ze stołu bogaczy. Najtwardszą nędzą dla ludzi uczonych jest, jak oni to mówią: chodzić za zupą.[1] Nie brak im także piecyka, albo kąta na kominie, któ-

  1. „Andar a la sopa“ — „Chodzić za zupą“ — mówiono o żebrakach, którzy, nie mogąc się wyżywić, zbierali się u bram klasztorów, aby otrzymać talerz zupy. Świetną scenę realistyczną, podpatrzoną u bram pewnego klasztoru w Madrycie, daje nam Quevedo („Vida del Buscón“).