Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.2.djvu/197

Ta strona została przepisana.

cięło łańcuchy i sprawczynią naszej wolności. Znajduje się tutaj z własnej, nieprzymuszonej woli. Szczęśliwa jest ze swego stanu i położenia, jak szczęśliwy, według naszego mniemania, jest ten, co z mroków na światło się wynurza, z śmierci do życia, z piekła do raju przechodzi.
— Zaliż to prawda, moja córko — spytał Maur — co ten człowiek mówi?
— Tak, to prawda — odparła Zoraida.
— Jesteś więc chrześcijanką, która ojca swego we wrażą moc oddała?
Na to Zoraida rzekła:
— Tak, jestem chrześcijanką, ale nie ja ciebie w ten stan wprawiłam, gdyż nigdy nie chciałam odstępować cię, ani ci przykrości przyczyniać, przeciwnie, starałam się zawsze samo dobro ci wyświadczać.
— Jakież to dobro, moja córko? — zapytał znów starzec.
— Zapytaj się o to — odparła Zoraida — Lela Marien, gdyż ona lepiej niż ja odpowiedzieć ci będzie mogła.
Zaledwie Maur słowa te usłyszał, z niezwykłym pośpiechem głową na dół do morza się rzucił. Niechybnieby utonął, gdyby długa i szeroka szata jaką nosił, nie utrzymała go przez chwilę na powierzchni wody. Zoraida krzyknęła, aby go wyciągnąć. Podbiegliśmy wszyscy do burty i schwyciwszy go za połę, wydobyliśmy z wody, napół utopionego i zmysłów pozbawionego. Przypadek ten tyle żałości Zoraidzie sprawił, że zaczęła płakać tak lamentliwie, jakby ojciec jej już nie był żywy. Położyliśmy go głową na dół, aby wszystka woda, której się opił, z niego wyciekła; po dwóch godzinach cucenia do zmysłów utraconych przyszedł. Tymczasem powiał wiatr odmienny tak, iż musieliśmy obrócić łódź ku brzegom, sterując jednakoż pilnie i tak wiosłami robiąc, aby się zbytnio do lądu nie przybliżać. Szczęśliwy los spra-