ma. Acz po dwóch dniach drogi, gdyśmy zajechali przed karczmę, o dzień drogi od tego miejsca oddaloną, ujrzałam go przed bramą. Przebrany był za poganiacza mułów tak udatnie, że gdybym żywego jego konterfektu w duszy swej nie nosiła, niechybnie poznaćbym go nie była mogła. Rozpoznałam go, zdumiałam się i ucieszyłam się wielce. Spoglądał na mnie nieznacznie tak, aby tego nie dostrzegł mój ojciec, przed którym zawsze się ukrywa, gdy za mną po kraju jeździ i do tych zajazdów, w których my wczasu zażywamy, wstępuje. Wyznać muszę, iż wiedząc kto on jest i że to przez miłość do mnie tak pieszo biega i tak wielkie utrapienia znosi, mało nie umieram ze zgryzoty i wszędzie tam, gdzie on nogę postawi, ja oczy obracam. Nie wiem z jakim zamysłem tu przybył, nie wiem, jak mógł uciec od ojca swego, który mu radby nieba przychylić, jakoże innego dziedzica nie ma, zaś syn jego na tą pieczołowitość i starania całkiem zasługuje, jak się Wasza Miłość zresztą sama upewni, gdy go pozna. Mogę także powiedzieć, że wszystko co śpiewa, z własnej głowy bierze, gdyż, jak słyszałam, jest zawołanym wierszopisem. Ile razy go widzę lub słyszę śpiewającego, drżę cała z obawy, aby mój rodzic nie dowiedział się o naszych miłosnych pragnieniach. Nigdy w życiu mojem jednego z nim nie zamieniłam słowa, a jednak tak go miłuję, że mi żyć bez niego nie sposób. To jest wszystko, droga pani moja, co mogę opowiedzieć o tym śpiewaku, którego głos w takie Was wprawił uniesienie. Słów tych starczy, abyście poznali, że to nie mułów przewodnik, jakeście mniemali, ale pan znacznych włości i wielu zamków.
— Już i niczego przydawać nie potrzebujesz, śliczna panienko — rzekła Dorota, całując ją stokrotnie. — Dość na tem, powtarzam. Poczekaj aż dzień nastanie, a z pomocą Boską sprawę Waszą tym
Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.2.djvu/221
Ta strona została przepisana.