Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.2.djvu/245

Ta strona została przepisana.

w tem, czy to kulbaka, czy nie kulbaka, jak WPanowie utrzymujecie!
Jeden z łuczników, którzy przybyli do austerji usłyszawszy o co rzecz idzie, rzekł pełen kolery:
— Ta kulbaka jest taką kulbaką, jak mój ojciec jest moim ojcem. Kto mówi przeciwnie, jest opojem i warjatem.
— Łżesz niegodnie, arcyszelmo! — krzyknął Don Kichot i podniósłszy kopję, której nigdy z rąk nie wypuszczał, wymierzył tak tęgi raz w głowę zbira, że gdyby ten był się nie umknął, niechybnie padłby na ziemię bez duszy. Kopja połamała się w kawały. Inni łucznicy widząc jak potraktowano ich towarzysza, wszczęli wielki rumor, wzywając pomocy w imieniu Świętej Hermandady.

Oberżysta, który także do bractwa[1] należał, pobiegł co żywo po swoją urzędową laskę i szpadę i stanął u boku swoich towarzyszy. Służący Don Ludwika otoczyli go kołem w obawie, aby im się nie wymknął, skorzystawszy z zamieszki. Balwierz widząc, że cały dom do góry nogami się wywraca, znów schwycił za kulbakę, za którą z drugiej strony Sanczo ułapił. Don Kichot dobył szpady i runął na zbirów Świętej Hermandady. Don Ludwik rozkazał swoim ludziom, aby biegli na pomoc Don Kichotowi, Kardeniowi i Don Ferdynandowi. Pleban krzyczał, oberżystka wrzeszczała, zaś jej córka i Maritornes płakały. Dorota była pomieszana, donna Klara bliska omdlenia, a Luscinda osłupiała. Balwierz łupił Sanczę, a Sanczo okładał balwierza. Don Ludwik, którego jeden z wysłańców ośmielił się za ramię schwycić, aby mu nie uciekł, tak go pięścią uraczył, że mu gębę rozkrwawił. Audytor pospieszył na pomoc Don Ludwikowi; Don Ferdynand powalił jednego ze zbirów i trzymał go pod sobą, okładając co się zmieści. Oberżysta wrzeszczał ze wszystkich sił, wzywając na pomoc świętej Hermandady. W całej oberży słychać

  1. Oberżyści wiejscy, ludzie bez skrupułów, starali się żyć dobrze ze stróżami porządku publicznego i należeć nawet, z jakiegokolwiekbądź tytułu, do św. Hermandady, aby tylko mieć ręce wolne i aby ich łotrostwa uchodziły bezkarnie. Barwny obraz takiej gospody „jaskini zdzierstwa, łupiestwa i kradzieży“ daje Matteo Alemin w romansie swoim „Guzmán de Alfrache“. „Słowo oberżysty jest ostatnią instancją — mówi protagonista „powieści hultajskiej“ — niema się już do kogo zwracać i trzeba się polecić jedynie swojej sakiewce“.