go szaleńca, który mu ciągle spokój w oberży zakłócał. Wreszcie zgiełk ustał. Kulbaka aż do sądnego dnia pozostała rzędem, miednica hełmem, a karczma zamkiem w wyobraźni Don Kichota.
Gdy więc pokój zawarty został, a wszyscy dzięki staraniom plebana i audytora pogodzili się z sobą, służący Don Ludwika odnowa nań nalegać jęli, aby z nimi nie mieszkając powracał. Gdy Don Ludwik z sługami się umawiał, audytor, opowiedziawszy Don Ferdynandowi, Kardeniowi i plebanowi słowa Don Ludwika, radził się ich, jak ma postąpić w tej okoliczności. Ułożyli wszyscy zatem, iż Don Ferdynand da się poznać służącym Don Ludwika i powie im, że zabiera go z sobą do Andaluzji, gdzie brat jego, markiz, przyjmie gościa z honorami, należnemi jego znacznej kondycji. Wszystkim wiadomy był zamysł Don Ludwika, aby się ojcu swemu na oczy nie pokazywać. Gdy już czterej wysłannicy poznali znakomity stan Don Ferdynanda i nieprzemożony Don Ludwika zamiar, postanowili, że trzech z nich pojedzie dać znać ojcu o tem co zaszło, jeden zaś na usługach Don Ludwika tak długo pozostanie, aż tamci po mego powrócą.
Tym sposobem dzięki roztropności króla Sobrina[1] i powadze króla Agromanta, skończyły się rozruchy, tumulty i zamieszki. Aliści nieubłagany wróg zgody, zazdrosny o panujący spokój, widząc, że go wyszydzono i wyśmiano i że nieznaczną korzyść odniósł z tego, iż mu się udało wepchnąć wszystkich do zawikłanego labiryntu, umyślił nowemi poduszczaniami znów do kłótni i zamieszek doprowadzić.
Zbiry ucichli dowiedziawszy się, że ludzie, z którymi się w zwadę wdali, byli personami znacznego stanu; wymknęli się przeto z ciżby mniemając, że większą korzyścią będzie walki zaprzestać, niż nawet zwycięstwo w niej odnieść. Lecz jeden z łuczników, ten sam, którego Don Ferdynand srodze zmordował
- ↑ Sobrino, najrozsądniejszy z Saracenów, (pieśń XIV, 24) nie brał udziału w walkach w obozie Agramante. Mądrych rad udzielał Agramantowi raczej w innych okazjach, wyrzucając mu, że zgodził się na pojedynek między Ruggero a Mandrincardo.