Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.2.djvu/261

Ta strona została przepisana.

zerje i utrapienia niewoli największą będę mienił szczęśliwością, kajdany, co mnie uciskają, swobodą, a owo legowisko, na którem rozciągniony spoczywam. już nie twardem bitwy polem, aliści ślubną puchową łożnicą. Co się tyczy pocieszenia, jakiego doznał mój giermek Sanczo Pansa, to o jego dobroci i przywiązaniu takie mam rozumienie, iż pewien jestem, że nie opuści mnie zarówno w pomyślności, jak i w przeciwnych losów utrapieniu. Gdyby nawet przeciwna fortuna nie dozwoliła, bym mu dał wyspę, albo jakąś rzecz podobną, to wszakoż za pewne mieć może, że zasługi jego mu nie przepadną. Już i kodycyl w testamencie uczyniłem, oznajmiając, co ma mu w dziedzictwie przypaść, jeśli nie według znakomitych zasług jego, to przynajmniej według mojej majętności stanu. Sanczo Pansa w wdzięcznym zgiął się ukłonie i ucałował obie ręce swego pana, nie mogąc jednej osoby uchwycić, gdyż były pospołu związane.
Maszkary wzięły klatkę na ramiona i postawiły ją na wozie, zaprzężonym w dwa woły.