Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.2.djvu/264

Ta strona została przepisana.

racji strachać się mogli, postanowili odjazd przyśpieszyć. Odwoławszy oberżystę na stronę, kazali mu osiodłać Rossynanta i okulbaczyć osła Sanczy, co gospodarz z wielką żwawością uczynił. Tymczasem pleban ugodził się z łucznikami, którzy, za dzienną płacę, podjęli się odprowadzić Don Kichota do jego wsi. Kardenio przytwierdził do łęku rossynantowego siodła z jednej strony tarczę, z drugiej miedniczkę; później niememi znaki rozkazał Sanczy dosiąść osła i wziąć za uzdę Rossynanta. Dwaj strażnicy, z muszkietami w rękach, stanęli obok wozu z klatką. Zanim wóz ruszył z miejsca, wyszły z oberży gospodyni, jej córka i Maritornes, aby się pożegnać z Don Kichotem. Udawały, że płaczą, srodze jego nieszczęściem zasmucone.
— Nie płaczcie, szlachetne damy — rzekł Don Kichot — takie nieszczęścia zawsze ścigają tych, co jak ja, rycerską profesję sprawują. Gdyby mi się nie zdarzyły, nie mógłbym się poczytywać za sławnego rycerza błędnego. Rycerzy, którzy zbytnim rozgłosem i sławą się nie cieszą, nigdy podobne nie spotykają trafunki; zaprawdę, nikt o nich na świecie nie wie. Jest to tylko uczestnictwo sławnych wojowników, których cnota i dzielność zazdrość brzydką budzą w sercach innych rycerzy i książąt tak, iż próbują oni nikczemnemi sposobami do zguby ich przywieść. Mimo to cnota z przyrodzenia swego tak jest potężna, że nie obawiając się czarnoksięstwa, które Zoroaster wynalazł, odnosi zwycięstwa we wszystkich potrzebach i taki blask na świecie rozlewa, jak słońce, jaśniejące na niebiosach. Wybaczcie mi, piękne damy, jeżeli przez brak uwagi jakąkolwiek wam przyczyniłem przykrość (gdyż jeszcze mi się to nie zdarzyło, abym miał to komuś uczynić umyślnie) i proście Boga, by mnie rychło wybawił z tej niewoli, w którą mnie zły i zawistny czarnoksiężnik wtrącił. Niewygasłą pamięć zachowam o tych łaskach