Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.2.djvu/271

Ta strona została przepisana.

mego rozumienia, ten rodzaj pisania pod bajki, milezyjskiemi zwane, podpada. Są to głupie bajędy dla uciechy, a nie dla pożytku ludzkiego wynalezione, całkiem przeciwnie do apologów, które wraz zabawiają i pouczają. A chocia głównym celem podobnych ksiąg jest rozśmieszać, sam nie wiem, jak to uskuteczniać mogą, będąc napełnione ambaiami i banialukami okrutnemi. Rozkosz, jaką umysł odnosi, winna płynąć z piękna i harmonii, które tkwią w rzeczach świata tego i na widok duszy się podają, zasię brzydota, zamieszanie i nierząd żadnej przyjemności sprawiać nie mogą. W samej rzeczy, jakaż piękność być może, albo jakie przyrównanie części do całości, czy też całości do części, w księdze bajęd, w której siedemnastoletni otrok jednym potężnym szabli uderzeniem rozpoławia olbrzyma, tak wielkiego jak wieża, jakby to nie był wielkolud, a jeno głowa cukru. Co za przyjemność odnosimy, gdy nam malują wojnę, oznajmiwszy wprzód, że po stronie nieprzyjacielskiej miljon żołnierzy się potyka. Bohater opowieści wychodzi im na spotkanie, zaś my, nieboracy, radzi nie radzi, wierzyć musimy, że odnosi on zwycięstwo dzięki męstwu niezłomnego swego ramienia. Cóż mam rzec o tych królowych, czy cesarzowych dziedzicznych, które rycerzom błędnym zaraz, na pierwszem pojrzeniu, w ramiona się rzucają? Chyba tylko ciemny, gruby i prostacki umysł może się cieszyć, czytając, że wielka wieża, w której mnóstwo rycerzy zapartych siedzi, żegluje po szerokiem morzu, niby statek, pomyślnemi pchany wiatrami. Dzisiaj noc zastaje ją u brzegów Lombardji, jutro już ją świt wita w krajach księdza Juana Indyjskiego, albo też w innych, których Ptolomeusz nigdy nie odkrywał ani Marco Polo, jako żywo, nie widział. Jeśli mi powiedzą, że ci, co podobne księgi składają, z umysłu wszystko zmyślają i że nie są przeto obligowani prawdy wiernie się trzymać i ni na źdźbło jej nie chybiać,