Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.2.djvu/309

Ta strona została przepisana.

ję wszak wszelkiej nadziei i wraz w bojaźni zostajemy, nie wiedząc, czego się obawiać mamy.
Pośród tych szaleńców i dziwaków najwięcej zachował rozumu mój rywal, Anzelm, który, mając wiele do użalania się powodów, skarży się jeno na rozłąkę z nią, bądź to dźwiękami skrzypiec, na których gra wybornie, bądź też składaniem wierszy, w których jej piękność i rozum wynosi. Ja zaś inną drogą, bardziej łatwą i bardziej, według mego rozumienia, stosowną idę, ganiąc niestateczność kobiet, skarżąc się na ich lekkomyślność, obłudność, na ich próżne obietnice, na niedotrzymanie słowa danego, wreszcie na brak namysłu, który ukazują przy wyborze tego, co się ma stać ich afektów i myśli przedmiotem.
To była, WPanowie, przyczyna tych słów, które, przybywszy tutaj, wypowiedziałem do kozy. Nie wiele ją szacuję i ważę, gdyż jest samicą, chocia po prawdzie przyznać trzeba, że z całego mego stada najlepszą. Oto historja, com ją wam powiedzieć obiecał.
Jeślim w opowieści nazbyt się dłużył, nie dam teraz WPanom czekać długo na me usługi. W pobliżu znajduje się moja chata, w której mam mleko świeże, owczy ser pachnący i mnóstwo źrałych owoców, równie przyjemnych dla oczu, jak i smaku.