Ramię, co tak niezwykłą sprawowało dzielność,
Że fama jej od Cathey poszła do Gaety.
Muza wdzięczna, a wraz i okrutna niestety,
Ryjąca wierszem w spiżu swoją nieśmiertelność.
Ten, który Galaora zaćmił, Amadisa
Znacznie w tyle ostawił, dufny w swoją sławę,
Zbrojny w miłość, z kochanki na ustach imieniem.
Ten, co uczył rycerskich przewag Belianisa
I na swym Rossynancie odbywał wyprawę,
Spoczywa pod tym twardym i zimnym kamieniem.
Ta, co ją tu widzicie, o spasionym pysku,
Zbladłych jagodach i wydatnej piersi,
Jest Dulcyneą z Toboso! Najpierwsi
Za afekt swój jej wzgardę odnosili w zysku!
Dla niej deptał Don Kichot Sierra Negra szczyty,
Z pól Montielu przebiegał do Aranjuezu.
Dni i noce, zachody słońca, słońca świty
Nie mogły cię do wczasu pokusić, rycerzu!
...Choć biegałeś piechotą z Rossynanta winy.
O, nasz łosie złowróżbny! Ta Manczy królowa
I ten błędny kawaler zmarli w kwiecie lat!
Śmierć starła z jej policzków rumieńców karminy
On, któremu pisana była wiąż laurowa
Darmo szukał ucieczki od Kupida zdrad!