nia mego utnę mu łeb wyniosły ostrzem tej... (nie chcę powiedzieć, zacnej) szpady, ponieważ mój miecz straciłem dzięki Ginesowi de Passamonte.[1]
Ostatnie słowa wymamrotał przez zęby, potem zaś ciągnął dalej:
— Gdy go już żywota pozbawię, a Was, księżniczko, na państwie z powrotem osadzę, abyście niem w spokoju rządzili — będziecie mogli czynić ze swą osobą to, co się Wam podobać będzie. Dopóki głowa moja jest zajęta, wola spętana, zaś rozum stracony dla tej... (nic już więcej powiedzieć mi nie lza) nie podobna, aby mi przez myśl przeszło, że się mam ożenić, choćby z samym nawet feniksem.
Ostatnie słowa, które powiedział Don Kichot o niemożności ożenienia się, tak nie w smak Sanczy poszły, że giermek, podnosząc głos, rzekł z wielkim gniewem:
— Ha, na mą duszę, panie Don Kichocie, chyba zajączki w głowie macie? Jakże możecie się jeszcze wahać, czy wstąpić w stadło z tak znamienitą księżniczką, jak ta oto? Zaliż mniemacie, że fortuna często Wam podobne do tej zsyłać będzie okazje? A może pani Dulcynea ma być piękniejsza? Nie, nie, ani przez pół nie jest tak urodziwa; do pięt jej nie dorasta. Jakże, nieszczęśnik, dochrapię się tego grabiostwa, skoro Wasza Miłość wciąż szukać będzie. Żeńcie się, żeńcie się co tchu, pośpieszajcie do wszystkich bisów i łapcie to królestwo, które samo w ręce lezie, a gdy już królem będziecie, uczyńcie mnie markizem, albo gubernatorem; o resztę nie dbam, niech jej tam kat świeci!
Don Kichot, nie mogąc ścierpieć bluźnierstw, które Sanczo przeciwko jego damie, pani Dulcynei, miotał, podniósł lancę i, ni słowa nie rzekłszy, grzmotnął nią dwa razy giermka tak, że go na ziemi rozciągnął. Gdyby Dorota nie krzyknęła, aby go poniechał, niechybnie biedny Sanczo życieby postradał.
- ↑ Widocznie stało się to w zwadzie z galernikami, ale Cervantes o tem w kap. XXXI nie mówi.