Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.2.djvu/38

Ta strona została przepisana.

wić językiem cyganów, jak i innemi jeszcze językami z wielką biegłością.
Sanczo krzyknął:
— O, łotrzyku Ginesillo! Ostaw mi mój skarb, oddaj mi życie moje, nie pozbawiaj mnie mojej pociechy! Puść mego osła, puść rozkosz moich oczu! Umykaj stąd, łajdaku, i ostaw to, co nie jest twoje!
Nie trzeba było tylu słów i przekleństw, gdyż Gines zaraz z siodła zeskoczył i rzucił się do ucieczki tak chyżo, że wkrótce znikł im z oczu.
Sanczo zbliżył się do swego osła, objął go za szyję i rzekł:
— Otom cię odnalazł, moje szczęście, mój siwcu i najdroższy przyjacielu!
Mówiąc to, całował go i ściskał, jakby to był człowiek. Osioł stał spokojnie, pozwalał się całować i pieścić, nie odpowiadając ni słowa. Wszyscy się zbliżyli, winszując Sanczy odnalezienia osła. Don Kichot rzekł do giermka, że rozkaz wydania trzech osłów cofniony nie będzie. Sanczo złożył dank swemu panu. Gdy giermek i rycerz z sobą rozmawiali, pleban rzekł do Doroty, że z wielką udatnością składała swoją opowieść, wielce podobną do opowieści, w księgach rycerskich zawartych. Dorota odparła, że nieraz zabawiała się czytaniem ich. Nie wiedząc jednak, gdzie się znajdują prowincje i porty morskie, rzekła trafunkiem, że wysiadła na ląd w Ossunia.
— Pojąłem to odrazu — odparł pleban — i zaraz powiedziałem to, com powiedział, aby złu zaradzić. Zali to jednak nie dziwna, że ten nieszczęśliwy szlachcic wierzy łatwie we wszystkie banialuki i duby smalone jeno dlatego, że są ulane w formie na kształt głupstw, zawartych w jego drogich księgach?
— Zapewne — rzekł Kardenio — jest to tak niesłychane dziwactwo, że nie wiem, czyby się znalazł umysł dość bystry na to, aby podobne dla śmiechu i krotochwili wynaleść.