Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.2.djvu/50

Ta strona została przepisana.

mi talarami, a i jeszcze coś dorzuci na przydatek. Zaliż to wszystko nieprawda, synu mój, Andrzeju?
Czyś nie uważał z jaką godnością mu rozkazywałem i jak pokornie przyrzekł mi, że wszystko, com mu nakazał, wskazał i przykazał, wypełni? Odpowiedz, nie konfunduj się, ani nie obawiaj się niczego, opowiedz tym panom o wszystkiem, co zaszło, aby dowiedzieli się i uznali z przykładu, że wielki jest z tego pożytek, iż błędnych rycerzy na głównych się spotyka traktach.
— Wszystko, coście panie powiedzieli, to prawda najszczersza — odparł chłopak. — Aliści koniec tej sprawy miał się całkiem inaczej, niż WPan mniema.
— Jakże to? — zawołał Don Kichot — alboż ci ten chłop zaraz nie zapłacił?
— Nie tylko nie dał mi ani grosza — odparł Andrzej, ale, zaledwie WPan z lasku wyjechał, a myśmy sami zostali, znów do tego samego dębu mnie przytroczył i tyle mi batogów wymierzył, że wyglądałem jak Sw. Bartłomiej, obdarty ze skóry. Do każdej plagi przydawał śmieszki i drwinki, dworując sobie z Waszej Miłości co się zmieści, tak, iż gdybym takiego bólu okrutnego nie czuł, sam śmiałbym się do rozpuku z tego co mówił. Koniec końców tak mnie skatował, iż do tego czasu byłem w szpitalu, gdziem się leczył z obraz, zadanych mi przez niecnego gbura. WPan był przyczyną mego zła. Gdybyście, panie, jechali swoją drogą, nie przybywali tam, dokąd nikt Was nie wołał i do cudzych spraw się nie mieszali, pan mój zadowolniłby się wymierzeniem mi jednego albo dwóch tuzinów plag, później odwiązałby mnie i zapłaciłby mi, co był winien. Ponieważ jednak źleście go potraktowali i wieloma obrzucili wymysłami, więc się rozjadowił, nie mogąc zaś pomścić się na WPanu, ujrzawszy się sam, cały gniew na moich plecach wywarł tak, iż mi się zdaje, iż już i do niczego zdatny nie jestem, ani będę.