dząc się być w Waszej wspaniałej przytomności, stał się kawałkiem marmuru, tak jest bowiem oniemiały i ogłuszon. Jam jest Sanczo Pansą, jego giermkiem, on zaś błędnym rycerzem, Don Kichotem z Manczy, zwanym także Rycerzem Posępnego Oblicza.
Don Kichot ukląkł także tuż koło Sanczy i oczyma błędnemi, pełen pomieszania, spojrzał na tę, którą Sanczo zwał królową i panią. Spostrzegłszy, że jest to tylko dziewka chłopska, nawet nie urodziwa, o gębie szerokiej i płaskim nosie, osłupiał i nie śmiał ust otworzyć. Chłopki także zdumiały się wielce, widząc na kolanach dwóch cudaków, o tak różnej posturze.
— Wynocha paralusy z drogi, dawajta przejść, gdyż nam spieszno![1]
— O księżniczko, Toboso powszechna pani — rzecze Sanczo — zaliż Wasze wielkoduszne serce się nie wzruszy, widząc tu, u nóg Waszej Dostojności kolumnę i podporę rycerstwa błędnego?
Jedna z chłopek, usłyszawszy to, rzekła:
— Znam cię smoczy pysku! Zaraz cię oporządzę, psia jucho! Patrzajta no na tych frantów, którzy chcą z chłopek się naigrawać, tak jakbyśmy sobie pozwoliły w kaszę dmuchać! Wynocha, mówię z tej drogi i jazda tam, gdzie wam trza!
— Podnieś się, Sanczo — rzekł wówczas Don Kichot. — Widzę przecież, że los przeciwny, mego zła niesyty, panuje nad wszystkiemi drogami, któremi przyjśćby mogła jakaś radość do tej duszy — biedaczyny, w ciele mojem zamknionej. A ty, o skarbie doskonałości, jakiej tylko spodziewać się można, wdzięku ziemskiego arcywzorze, pociecho jedyna tego serca strapionego, które cię uwielbia, lubo nienawistny czarnoksiężnik mnie prześladuje i chmurą a mgłą oczy moje słoni, aby dla oczu tych twoja piękność nieporównana miała pozór grubej chłopianki, błagam cię, racz spojrzeć na mnie miłośnie i łaskawie, chyba, że ten nienawistnik mnie także w jakieś stra-
- ↑ W oryginale formy djalektyczne.