Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.3.djvu/107

Ta strona została przepisana.

dawkami na twarzy a innemi na ciele oznaczeniami, Pani Dulcynea winna mieć jedno znamię na pośladku prawym, odnoszące się do znamienia na twarzy. Jednakże te włosy, o których powiadasz, są zbyt długie, jak na takie znamię.
— Przysięgam Wam, WPanie — odparł Sanczo że tam się nawszem cudnie wydają.
— Wierzę, mój przyjacielu — rzekł Don Kichot. — Natura nie uposażyła pani Dulcynei w nic takiego, coby nie było najprzedniejsze i najdoskonalsze. Gdyby miała i sto takich znamion, nie byłyby to znamiona, jeno słońca i gwiazdy błyszczące. Powiedz mi jednak jeszcze, Sanczo, czy to, co mnie się wydało kulbaką, było siodłem gładkiem, czy damskiem?
— Nie — odparł Sanczo — było to siodło o krótkich strzemionach, z czaprakiem tak bogatym, że wart on jest połowę dobrego królestwa.
— Przeczżem tego wszystkiego oglądać nie mógł! — zawołał Don Kichot. — Mówię i powtarzam, że jestem największym na świecie nieszczęśnikiem.
Frant Sanczo o mało śmiechem nie parsknął, słuchając głupstw swego pana, tak gracko w pole wywiedzionego. Po wielu różnych dyskursach, wsiedli wreszcie na rumaki i udali się ku Saragossie. Spodziewali się tam wczas stanąć, aby być przytomni na uroczystych świętach, które w tem sławnem mieście corocznie obchodzą. Aliści, nim tam dotarli, zdarzyło im się w drodze tyle, tak ważnych i nowych, przypadków, że zasługują one ze wszechmiar na spisanie i zapoznanie się z niemi.